piątek, 24 maja 2013

Barbara Włodarczyk, Nie ma jednej Rosji




Barbara Włodarczyk, Nie ma jednej Rosji, wyd. Wydawnictwo Literackie

Była korespondentka TVP w Moskwie, Barbara Włodarczyk zna się na współczesnej Rosji jak mało kto. Wielokrotnie nagradzanym cyklem reportaży telewizyjnych „Szerokie tory” pokazała różnorodność świata, który powstał po rozpadzie Związku Radzieckiego. Zbiór reportaży „Nie ma jednej Rosji” to jakby ciąg dalszy tego cyklu - wielobarwny i intrygujący zjawiskami, do których się odnosi, zadziwiający mnogością postaw i charakterów ludzi, o których opowiada. Chociaż nie jest to pierwsza książka o Rosji i Rosjanach, która trafiła w moje ręce, w tej znalazłam zupełnie nowy punkt widzenia, inną perspektywę przedstawiania problemów dotykających państwo rosyjskie i jego obywateli. Nie sądziłam, że to jeszcze możliwe, ale „Nie ma jednej Rosji” wzbogaciło moją wiedzę o tamtym regionie świata. Oczywiście na tyle, na ile można tego dokonać poprzez przekaz książkowy. Na pewno pomógł w tym niebanalny pomysł na napisanie tej książki, a zwłaszcza dobór tematów.

Sposób Barbary Włodarczyk okazał się bardzo prosty i niezwykle skuteczny. Każdy reportaż dotyczy jednej osoby i to za jej pośrednictwem poznajemy dany wycinek rosyjskiej rzeczywistości na przestrzeni ostatnich 12 lat. Autorka oddaje głos swoim rozmówcom, a sama wtrąca krótkie wyjaśnienia, dorzuca ciekawostki, własne spostrzeżenia. Nie szuka na siłę absurdów czy sensacji, ale zdarza się, że one same wypływają w trakcie spotkania. Jak na przykład ten, że większość mieszkańców państwa o aspiracjach supermocarstwa i dysponującego dużymi zasobami gazu obywa się bez centralnego ogrzewania, a wodę czerpie ze studni. Lub ten, że ubrania projektowane przez znanych kreatorów mody są o wiele droższe w Moskwie niż w Mediolanie czy Paryżu, mimo dużej różnicy w dochodach.

Teksty Barbary Włodarczyk nie są przeładowane, postępowania bohaterów reportaży nie przesłania dziennikarskie „ja”. Niemal zawsze są to osoby, które w jakiś sposób wyróżniają się z tłumu – specyficznym postępowaniem, ciekawym zawodem albo wyrazistymi poglądami. Albo są, jak Wasia, chłopiec mieszkający z matką i bratem na Dworcu Jarosławskim, ofiarami wadliwego systemu odziedziczonego po ZSRR i obojętności obecnych władz. Wobec wszystkich dziennikarka zachowuje się z taktem, nie boi stawiać kłopotliwych pytań, odpuszcza, gdy rozmówca ma problem z odpowiedzią, a w zamian opisuje jego gesty, chwilę wahania, mimikę twarzy. Jej spostrzegawczość i prostota przekazu są tak sugestywne, jakbyśmy to my sprzątali ulice razem z Jeanem, czarnoskórym radnym, który serio traktuje swoją funkcję i społeczną misję. Stali obok Kariny, uczennicy szkoły wojskowej, która z obowiązkową kokardą na głowie w kilka sekund potrafi złożyć kałasznikowa. Przemierzali moskiewskie metro w towarzystwie maszynisty Iskandera. Rozmawiali z Germanem, milionerem i zręcznym finansistą, który skromnie mieszka na wsi, hoduje kozy i uważa, że powinniśmy wrócić do obrotu złotem zamiast pieniędzmi. Zrozumieli na przykładzie Nadii, czemu kobiety są lepszymi ochroniarzami niż mężczyźni. Czuli współczucie Galiny wobec wszystkich zabitych w Lesie Katyńskim bez względu na ich narodowość. A nawet byli świadkami porwania przyszłej żony w Dagestanie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz