Marcin Bruczkowski,
Bezsenność w Tokio, Literanova, wyd. Znak
Jeszcze kilka lat temu
wyjazd do Japonii był w Polsce równoznaczny z lotem na Księżyc –
niby możliwy, ale nieosiągalny. Teraz nadal dla wielu pozostaje w
sferze marzeń, ale coraz większa liczba relacji z Kraju Kwitnącej
Wiśni pokazuje, że ten stan rzeczy powoli się zmienia. „Bezsenność
w Tokio” jest świetnym uzupełnieniem książek „Japoński
wachlarz” Joanny Bator czy „Życie jak w Tochigi. Na japońskiej
na prowincji” Anny Ikedy (i vice wersa). Wszystkie te trzy pozycje
różnią się od siebie sposobem przedstawienia tematu, co innego
jest przedmiotem ich zainteresowania, ich autor i autorki mają
zupełnie inne przeżycia i inne przyświecają im cele. Wspólnym
punktem odniesienia jest jednak osobista perspektywa i bezpośrednie
doświadczenie w poznawaniu pewnych aspektów japońskiego stylu
życia. Bazująca na faktach z życia autora „Bezsenność w Tokio”
może przy tych dwóch książkach trącić pewną myszką – Marcin
Bruczkowski spędził w Japonii 10 lat, z których większość
przypadła na lata 90. Jego historie dotyczą więc Japonii, która
częściowo już nie istnieje. Nie uważam tego za wadę – zawsze
jest ciekawie skonfrontować takie starsze relacje z nowymi,
zobaczyć, co się zmieniło, a co nadal jest stałe mimo zmian
obyczajowości, pędu nowoczesności i nowinek technicznych (np.
kapcie do WC). Pewne przemiany zauważył już sam autor, który
zastał Japonię niechętną do wynajmowania mieszkań cudzoziemcom,
a zostawił coraz częściej poszukującą tego typu lokatorów,
gdyż.... gajdzini okazali się czyściejsi i bardziej dbali o cudze
dobro niż rodowici Japończycy. Dlatego jeśli czegoś mi brak w tej
książce, to konkretnych dat, których nie ma również na
skrzydełkach okładki. Tylko pewne wydarzenia – jak trzęsienie
ziemi w Kobe czy atak gazowy w tokijskim metrze – pomagają
wyznaczyć ramy czasowe.
„Bezsenność w Tokio”
to przemyślany, wzbogacony dialogami, pełen polotu i dobrego humoru
zapis życia studenta i nauczyciela angielskiego, następnie
pracującego w biurze salarymana (pracownik umysłowy w garniturze –
definicję tego słowa lepiej przedstawił autor w zabawnym i
jednocześnie bardzo rzeczowym słowniczku na końcu książki), a w
końcu beztroskiego konsultanta komputerowego, którego zawodową
sielankę przerwał dotkliwie kryzys gospodarczy. Narratora, jak
każdego dwudziestokilkulatka, poza przeżyciem do dnia wypłaty
interesowały kontakty towarzyskie, szczególnie z płcią piękną,
oraz imprezy. Nie obawiajmy się jednak opisów alkoholowych libacji.
Marcin Bruczkowski co prawda nie przeciągnie nas po świątyniach i
muzeach ani nie będzie próbował zaszczepić w nas miłości do
ćwiczonego przezeń kendo, za to przedstawi praktyczny przewodnik po
gajdzińskim życiu w nowoczesnej, a jednocześnie bardzo zamkniętej
społeczności, kierującej się wieloma niepisanymi regułami i
nakazami. Autor wpomaga nam zrozumieć, jak można było uczciwie i
bez pieniędzy zdobyć nowy telewizor, co kradli uczciwi Japończycy
i jak pozbywali się starych samochodów, by uniknąć opłat za
zezłomowanie, dlaczego tak naprawdę noszą maseczki podczas
przeziębień i jak serdeczni potrafią być, gdy na drodze spotkają
swojego pierwszego w ogóle i to jeszcze gajdzińskiego
autostopowicza. I skąd wziął się pomysł na elektrycznie składane
lusterka samochodowe. Bruczkowski wyłapał różne absurdy, ale nie
skupiał się tylko na nich. Nie postrzegał Japonii jako jednorodnej
krainy, gdzie wszyscy są tacy sami. W „Bezesenności ...” oddaje
też głos swoim przyjaciołom - gajdzinom i Japończykom. Wyszło mu
to tak dobrze, że przez trzy dni kursowałam z jego książką po
domu i podczytywałam ją przy każdej możliwej okazji. Nawet
podczas gotowania :)
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Znak.
P.S. „Bezsenność w
Tokio” w tej oto postaci to wznowienie książki, która po raz
pierwszy została wydana w 2004 roku
Bardzo fajna książka musi być. Zwłaszcza, że Japonia to jeden z niewielu miejsc, które chciałabym w życiu zobaczyć. O autorze pierwszy raz słyszę, ale fajnie że polski autor pisze o tak odległym świecie. Rozejrzę się za tą książką :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to także był pierwszy kontakt z tym pisarzem, który ma już na koncie kilka książek. Jestem ciekawa innych, bo ta reczywiście jest bardzo fajna!
UsuńCzytałem tę książkę jakiś czas temu i jak na razie jest to moja ulubiona pozycja podróżnicza! Po "Japoński wachlarz" też zamierzam sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
"Japoński wachlarz" jest bardzo dobry, ale zupełnie inaczej napisany. Mam nadzieje, że również się spodoba :)
UsuńPozdrawiam świątecznie :)