środa, 5 grudnia 2012

Marie Lu, Legenda. Rebeliant


 
Marie Lu, Legenda. Rebeliant, tłum. Marcin Mortka, wyd. Zielona Sowa

Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że Marie Lu przesadza, że stworzony przez nią świat jest zbyt czarno-biały, zbyt okrutny i niesprawiedliwy. Jednak wiemy przecież, że dyktatur - które „pożerają” swoich obywateli, wykorzystują ich i tak łatwo zabijają, gdy przestają być potrzebni – nigdy nie brakuje. W miejsce jednej pojawiają się kolejne. I czasem mijają dziesięciolecia nim i one upadną. Zatem naturalne jest, że Stany Zjednoczone w kształcie, w jakim obecnie znamy to państwo, w przyszłości może przestać istnieć. I jak w powieści Marie Lu, rozpadnie się na zwalczające się państewka, z których przynajmniej jedno będzie miało przez jedenaście kadencji tego samego prezydenta, rządzącego twardą ręka, bez litości i przy pomocy kłamstw propagandy.

Republika, w której rozgrywa się akcja „Legendy”, to kraj uwikłany w niekończącą się wojnę. Dlatego podczas Próby – testu, któremu poddaje się już dziesięciolatków – właściciele najbardziej pożądanych cech kierowani są do szkół wojskowych. I to oni właśnie mogą liczyć w przyszłości na najlepszą karierę, bogactwo i posłuch. Tak właśnie miało być w przypadku June Iparis wywodzącej się z zamożnej dzielnicy. Ale już nie do osiągnięcia dla Daya z ubogiej rodziny, gdzie kurczaka jada się tylko od święta. I to bynajmniej nie z powodu braku zalet chłopaka. Gdyż Republika to państwo, które pozornie daje równe szanse. W rzeczywstości nie waha się przed eksperymentowaniem na swoich obywatelach, nawet gdy są tylko dziećmi, i jest gotowe zniszczyć każdego, kto jest gotowy odkryć i ujawnić jego tajemnice.

Narracja „Legendy” jest poprowadzona dwutorowo. Na przemian autorka oddaje głos to Dayowi, to June, wtrącając między ich często dramatyczne relacje romantyczną nutę. Day i June są jak dwie połówki jabłka. Ich historie uzupełniają się, a kiedy w końcu przyjdzie im zetknąć się twarzą w twarz, zbiorą w całość fragmenty posiadanej wiedzy, spojrzą na nie w inny sposób i odkryją, w jakim są niebezpieczeństwie. Ten proces jest tym bardziej ciekawy, że przez dłuższy czas June i Day stoją po wrogich sobie stronach, a przepaść między nimi powiększa krew ich bliskich.

Styl pisania Marie Lu jest prosty i rzeczowy, fabuła zaś przemyślana w każdym calu i nie pozwalająca na nudę. Może nie jest za bardzo odkrywcza, ale na pewno nie można zarzucić jej schematyzmu i podpatrywania pomysłów innych autorów. Głównymi adresatami „Legendy” są – podobnie jak jej bohaterowie – nastolatkowie. Niemniej dorosły, który chce przypomnieć sobie młodzieńcze bicie serca, niemal niczym nieograniczone poczucie wiary we własne siły oraz szlachetność walki z lepiej zorganizowanym i posiadającym większe możliwości złem, odnajdzie w „Legendzie” te wszystkie pozytywne uczucia. Oraz ostrzeżenie, by nie podejmować takich wyborów, które w przyszłości zaowocują powstaniem totalitarnego kraju, takiego jak ten, w którym muszą żyć Day i June.

Jedno jest pewne. Jeśli „Legenda” posiada jakąś wyraźną wadę, to jest nią to, że na kolejne tomy o podtytułach „Wybraniec” i „Patriota” przyjdzie nam jeszcze poczekać, podczas gdy miałoby się ochotę przeczytać na raz cały cykl!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa.

2 komentarze :

  1. Mam wrażenie, ze fabularnie książka jest troszkę podobna do "Igrzysk śmierci", ale myślę, że jest warta uwagi :)
    Chętnie sięgnę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety "Igrzyska śmierci" znam tylko w wersji filmowej i nie wiem, na ile scenariusz odpowiada treści książki. Na tej tylko podstawie mogę stwierdzić, że obie te historie łączy to, że pokazują pesymistyczną wizję przyszłości. Do tego nurtu mogę także zaliczyć "Zatopione miasta" Bacigalupiego. Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń