niedziela, 23 grudnia 2012

Kim Thúy, Ru




Kim Thúy, Ru, tłum. Wiktor Dłuski, wyd. Drzewo Babel

Drzewo Babel w tym roku wydaje coraz to cieńsze objętościowo książki, za to bogate w treści, potwierdzając tym samym, że liczy się jakość nie ilość. „Ru” jest oszczędniejsza nawet od „Pisarza rodzinnego” Delacourta. Nie jest nawet historią, w której najważniejsza jest ciągłość. Narratorka przeskakuje od obrazu do obrazu, czasem tylko grupuje je w większe całości. Powoduje nią impuls, nagłe wspomnienie, powrót do lat dzieciństwa poprzez pryzmat doświadczeń osoby dorosłej lub pod wpływem rodzinnych opowiadań. A mimo to, bez użycia dialogów, otrzymujemy najpełniejszy możliwy obraz jej życia. Bohaterka Kim Thúy wyrosła w dwóch odmiennych światach – w Wietnamie, w którym po zwycięstwie komunistycznej Północy szybko następowały przemiany społeczne oraz w bogatej, sytej i przyjaznej Kanadzie, do której uciekła jej rodzina. Pomiędzy nimi – podróż w ładowni statku i oczekiwanie na sztorm równie niebezpieczny jak piraci wyrywający złote zęby oraz obóz dla uchodżców w Malezji, przeludniony, wypełniony robactwem, na przemian spieczony słońcem lub spływający błotem. Narracja książki prowadzi nas w prywatne rejony, tylko zahaczając o historię pisaną dużą literą. „Ru” to jednocześnie opowieść o byciu emigrantem, który długo nie umie ubrać się stosownie do klimatu ani jeść ryżu bez użycia pałeczek, oraz o wietnamskich korzeniach, które są równie ważne jak szansa na wychowanie się w państwie gwarantującym bezpieczeństwo i poczucie godności. Nguyen An Tinh czerpie z obu tych miejsc bez kompleksów, świadoma nieporozumień, które mogą się zdarzać na styku różnych kultur. Jej los idealnie obrazuje okładka autorstwa Michała Batorego – przeszczepiona na lodowy grunt egzotycza roślina ma się dobrze, jej liście są wciąż zielone. Co nie znaczy, że proces ten od początku przebiegał gładko. Taka zmiana zawsze ma swoją cenę. Ale jak pokazuje przykład Nguyen – nie musi kończyć się traumą.

Wietnam dla bohaterki to nie tylko mityczna kraina dzieciństwa i rodzinna kolebka. Nguyen pojechała tam do pracy jako dorosła osoba, obcokrajowiec chroniony kanadyjskim paszportem. Jej spostrzeżenia z tego czasu są równie wnikliwe, jak wtedy, gdy sięga myślami wstecz do czasów sprzed ucieczki z Wietnamu. Bohaterka opowiada nam o sobie, o napotykanych ludziach, o rodzicach, wujkach, ciotkach. Nie waha się nawet przed mówieniem wprost o wstydliwych sprawach, nam pozostawiąc uczucie zmieszania. Przy okazji wychodzi na jaw, że w jej rodzinie już niegdyś podejmowano decyzję co do tożsamości. Nguyen dostała zatem lekcję od własnych krewnych, że to, za kogo się uważamy, jest tylko naszym wyborem.

Ru” jest wyjątkową opowieścią, gdyż nie szuka się w niej winnych, za nic nie oskarża. Znajdziemy w niej dojrzałość i pełną akceptację losu, nawet gdy ten daje w prezencie niepełnosprawne dziecko. Opowiada o bogactwie, jakim jest świadomość swojego pochodzenia oraz jakie daje otwarcie się na życie i jego dary. „Ru” ma też tę zaletę, że po przeczytaniu całości możemy podczytywać dowolne jej fragmenty bez uczucia pogubienia. I także wtedy uderza nas prostota i wysmakowane piękno tej historii.

Za tę niezwykłą książkę dziękuję wydawnictwu Drzewo Babel.

2 komentarze :

  1. Książka jest faktycznie niesamowita, parę dni temu skończyłam ją czytać - dawno żadna lektura nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Na pewno będę wypatrywać kolejnych dzieł autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również :) Mam nadzieję, że napisze ich jak najwięcej i wszystkie będą takie bogate!

      Usuń