Viviane Moore, Okręt
przeklętych. Rycerze Sycylii, ks. III, tłum. Szymon Żuchowski,
wyd. W.A.B.
Królestwo Sycylii,
Księstwo Apulii, Księstwo Kapui – nazwy te brzmią nieco
bajecznie, a jednak rzeczywiście te państwa istniały naprawdę,
miały swoich królów, diuków, książąt, zawierały sojusze i
musiały uważać na takie potęgi, jak Bizancjum czy Cesarstwo
Niemieckie. Cyklem Rycerze Sycylii – od „Ludzi wiatru”,
„Dzikich wojowników” po najnowszy (i nie ostatni!) tom, którym
jest „Okręt przeklętych” - Viviane Moore barwnie i z rozmachem
przywołuje odległe czasy późnego średniowiecza. Potrafi zachować
równowagę pomiędzy wiedzą o epoce a jej atrakcyjnym przekazem w
formie powieści detektywistycznej. Zdarza się, że jej bohaterowie
cytują klasyków i odnoszą się do historycznych postaci im
współczesnych (jak np. święta Hildegarda z Bingen). W ich
codziennym menu brak amerykańskiego ziemniaka (jeszcze nie
przypłynął do Europy), do mycia używają czarnego mydła (bo jego
kolor zależał od znanego wtedy sposobu produkcji), a podczas walki
na morzu boją się greckiego ognia – najbardziej tajemniczej i
najgroźniejszej broni masowego rażenia jaką znało średniowiecze
i starożytność. Jednocześnie, mimo wszystkich szczegółów
świetnie obrazujących ten okres historii, autorka stawia na
naturalny, pozbawiony archaizmów język. Owszem, zdarza się, że
natrafiamy na jakieś nieznane nam słowo (jak np. falaryka lub dawne
określenie epilepsji). Jego znaczenie znajdziemy razem z indeksem
postaci historycznych na końcu książki, gdzie naprawdę warto
zajrzeć.
Viviane Moore nie
poprzestaje na znajomości minionych wieków. Wykreowani przez nią
główni bohaterowie budzą sympatię, mężnie stawiają czoła
okolicznościom, używają nie tylko siły mięśni, ale i rozumu.
Łączy ich głęboka więź, jaka wytwarza się pomiędzy mistrzem a
uczniem, jedynym opiekunem a powierzonym jego pieczy dzieckiem, w
końcu młodzieńcem. W dodatku przeszłość obu – i stopniowo
poznającego swoją prawdziwą tożsamość Tankreda, i uczonego
Hugona z Tarsu – owiana jest tajemnicą, co samo w sobie dodaje tej
opowieści smaczku. W trzeciej części serii Tankred i Hugo
kontynuują swoją podróż na Sycylię. Statek, którym płyną,
wiezie skarb – prezent angielskiego króla dla sycylijskiego władcy
i jednocześnie łakomy kąsek dla piratów wszelkiej maści, także
tych, których rejonem działania jest Morze Śródziemne. Bohaterom
przyjdzie się także zmierzyć z dziwną atmosferą lęku i śmierci
na pewnej nieprzyjaznej wysepce, która stała się siedzibą
zakonników.
Pod względem fabuły
„Okręt przeklętych” jest raczej przedłużeniem poprzedzającego
go tomu niż odrębną częścią. Być może z tego powodu na
początku nie porywa tak mocno, jak pierwsze dwa tomy. Dotąd bowiem
od pierwszych stron książek Vivian Moore mieliśmy do czynienia z
kryminalną intrygą. Teraz trzeba na nią trochę poczekać. Na to
odczucie na pewno też ma wpływ dłuższa przerwa między ukazaniem
się „Okrętu przeklętych” a poprzedzającym go tomem. W zamian
czytelników czekają opisy średniowiecznych bitew morskich, których
przebieg i ostateczny wynik zależą od wielu czynników, nie tylko
od siły.
Opowieści Viviane Moore
pulsują rytmem przygody. Jednak ze względu na to, że są pełne
ciekawych szczegółów i odniesień do faktów, którymi przenoszą
prosto w 12. wiek, należą do rozrywki z wyższej półki. Najlepiej
czytać je jedna po drugiej. Aż żal, że na kolejne cztery tomy
przyjdzie nam jeszcze poczekać!
Za książkę dziękuję
wydawnictwu W.A.B.
Brzmi interesująco. Może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńZachęcam, ale koniecznie od pierwszego tomu.
Usuń