poniedziałek, 22 października 2012

Na cztery ręce



Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska, Irena, wyd. W.A.B.

Boję się babskich powieści, bo zbyt często bazują na schematach i narzucają śmiech w momentach mało zabawnych. Jest jednak kilka autorek, które sobie cenię, m.in. Iwonę Menzel za kpiarskie poczucie humoru i bagaż życiowych doświadczeń, oraz właśnie Małgorzatę Kalicińską, która fenomenalnie oddaje rzeczywistość w jej zwyczajnej odsłonie – bez banału i mówienia, co jest słuszne, a co nie. „Irenę” Kalicińska napisała razem z córką, Basią Grabowską, i tak im to dobrze wyszło, że mogę się tylko domyślać, która z nich odpowiada za daną część książki. „Irena” bowiem to dwugłos, historia, która ma nie tylko dwie autorki, ale i narratorki, także matkę i córkę.

Dorota jest ekspresyjna, Jagoda trzeźwo ocenia rzeczywistość, trudno znaleźć dwie bardziej różne osobowości. W dodatku Dorota skrywa pewną tajemnicę, która – nieujawniona - ma wpływ na jej stosunki z córką. A te stają się gorsze i coraz bardziej wykraczają poza międzypokoleniowe nieporozumienia. Zwłaszcza że Jagoda to nie zbuntowana nastolatka, ale trzydziestoletnia, pewna siebie kobieta, uznany i ważny pracownik korporacji, której nie przeszkadza długi dzień pracy, jedzone w naprędce zupy w proszku czy obiad w postaci pizzy, a nawet wyjazdy integracyjne, których co prawda nie lubi, ale rozumie ich konieczność. Dorota w jej wieku dawno była matką, a prowadzenie własnego biznesu nie przeszkadza jej w robieniu gołąbków czy pysznych zup. W dodatku ma się do kogo przytulić, podczas gdy Jagoda wraca do pustego, choć własnego mieszkania. Obu daleko jest do ideału – momentami miałam ochotę potrząsnąć Dorotą za ślepy upór, a Jagoda wydawała mi się wręcz odpychająca w swoim perfekcjonizmie i poukładaniu, zwłaszcza gdy ujawniały się one wobec jej przyjaciół.

Relacja Doroty i Jagody, choć najważniejsza, nie jest jedynym wątkiem powieści. Bohaterki bowiem mają swoje zawirowania uczuciowe, zdrowotne i zawodowe. Podane w odpowiednich proporcjach składają się na to, co bliskie codziennym doświadczeniom kobiet w różnym wieku. Potrzeba miłości, akceptacji i samodzielności oraz spełnienia w pracy objawiają się inaczej u Doroty, a inaczej u Jagody, ze względu na ich wiek i osobowość. Obserwowanie ich obu nie nuży, a daje dużo do myślenia na temat związków ludzkich, bezbronności w uczuciach, wychowywania dzieci, starzenia się. Mogłoby być inaczej, gdyby akcja dotyczyła tylko i wyłącznie konfliktu pomiędzy matką a córką. Na czterysta stron to jednak stanowczo za mało i dobrze, że autorki poszły dalej.

Powieść ma jeszcze jedną bohaterkę – tytułową Irenę, przyszywaną ciotkę, która stara się pogodzić zwaśnione strony. Nie czyni tego wprost, nie opowiada się tylko po jednej ze stron. Dzięki tej postaci autorki dają głos jeszcze jednemu, powoli wykruszającemu się pokoleniu. Tak jakby chciały dać do zrozumienia, że zmieniają się systemy wartości, ale pewne sprawy są wciąż tak samo ważne dla ludzi.

Irena” to mocno osadzona w rzeczywistości powieść, chociaż brak w niej polityki z pierwszych stron gazet czy choćby wzmianki o popularnym, telewizyjnym show. Liczą się w niej ludzie, ich relacje z bliskimi, codzienność. I to jest to!

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz