Małgorzata Kalicińska,
Basia Grabowska, Irena, wyd. W.A.B.
Boję się babskich
powieści, bo zbyt często bazują na schematach i narzucają śmiech
w momentach mało zabawnych. Jest jednak kilka autorek, które sobie
cenię, m.in. Iwonę Menzel za kpiarskie poczucie humoru i bagaż
życiowych doświadczeń, oraz właśnie Małgorzatę Kalicińską,
która fenomenalnie oddaje rzeczywistość w jej zwyczajnej odsłonie
– bez banału i mówienia, co jest słuszne, a co nie. „Irenę”
Kalicińska napisała razem z córką, Basią Grabowską, i tak im to
dobrze wyszło, że mogę się tylko domyślać, która z nich
odpowiada za daną część książki. „Irena” bowiem to dwugłos,
historia, która ma nie tylko dwie autorki, ale i narratorki, także
matkę i córkę.
Dorota jest ekspresyjna,
Jagoda trzeźwo ocenia rzeczywistość, trudno znaleźć dwie
bardziej różne osobowości. W dodatku Dorota skrywa pewną
tajemnicę, która – nieujawniona - ma wpływ na jej stosunki z
córką. A te stają się gorsze i coraz bardziej wykraczają poza
międzypokoleniowe nieporozumienia. Zwłaszcza że Jagoda to nie
zbuntowana nastolatka, ale trzydziestoletnia, pewna siebie kobieta,
uznany i ważny pracownik korporacji, której nie przeszkadza długi
dzień pracy, jedzone w naprędce zupy w proszku czy obiad w postaci
pizzy, a nawet wyjazdy integracyjne, których co prawda nie lubi, ale
rozumie ich konieczność. Dorota w jej wieku dawno była matką, a
prowadzenie własnego biznesu nie przeszkadza jej w robieniu gołąbków
czy pysznych zup. W dodatku ma się do kogo przytulić, podczas gdy
Jagoda wraca do pustego, choć własnego mieszkania. Obu daleko jest
do ideału – momentami miałam ochotę potrząsnąć Dorotą za
ślepy upór, a Jagoda wydawała mi się wręcz odpychająca w swoim
perfekcjonizmie i poukładaniu, zwłaszcza gdy ujawniały się one
wobec jej przyjaciół.
Relacja Doroty i Jagody,
choć najważniejsza, nie jest jedynym wątkiem powieści. Bohaterki
bowiem mają swoje zawirowania uczuciowe, zdrowotne i zawodowe.
Podane w odpowiednich proporcjach składają się na to, co bliskie
codziennym doświadczeniom kobiet w różnym wieku. Potrzeba miłości,
akceptacji i samodzielności oraz spełnienia w pracy objawiają się
inaczej u Doroty, a inaczej u Jagody, ze względu na ich wiek i
osobowość. Obserwowanie ich obu nie nuży, a daje dużo do myślenia
na temat związków ludzkich, bezbronności w uczuciach, wychowywania
dzieci, starzenia się. Mogłoby być inaczej, gdyby akcja dotyczyła
tylko i wyłącznie konfliktu pomiędzy matką a córką. Na
czterysta stron to jednak stanowczo za mało i dobrze, że autorki
poszły dalej.
Powieść ma jeszcze jedną
bohaterkę – tytułową Irenę, przyszywaną ciotkę, która stara
się pogodzić zwaśnione strony. Nie czyni tego wprost, nie opowiada
się tylko po jednej ze stron. Dzięki tej postaci autorki dają głos
jeszcze jednemu, powoli wykruszającemu się pokoleniu. Tak jakby
chciały dać do zrozumienia, że zmieniają się systemy wartości,
ale pewne sprawy są wciąż tak samo ważne dla ludzi.
„Irena” to mocno
osadzona w rzeczywistości powieść, chociaż brak w niej polityki z
pierwszych stron gazet czy choćby wzmianki o popularnym,
telewizyjnym show. Liczą się w niej ludzie, ich relacje z bliskimi,
codzienność. I to jest to!
Za książkę dziękuję
wydawnictwu W.A.B.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz