wtorek, 9 sierpnia 2011

Szczęście zaczytanych bez pamięci


Simon Leys, Szczęście małych rybek, wyd. Drzewo Babel

Polubiłam go od pierwszych stron. Jest jak przyjaciel, którego głosu się nie zna, który mieszka na drugim końcu świata, a w którym wyczuwa się taką samą pasję. Simon Leys to belgijski sinolog, tłumacz, pisarz i krytyk literacki mieszkający na stałe w Australii. Drzewo Babel zaprezentowało nam zbiorek jego felietonów, które szeroko odnoszą się do literatury, do sztuki, filozofii, do postaci twórców i myślicieli. Leys błyszczy erudycją i oczytaniem, rzuca garściami cytaty, anegdotki, wyciąga ciekawe wnioski i podporządkowuje je wcześniej ustalonemu tematowi. Jako znawca chińskiej poezji i malarstwa włącza w swoje przemyślenia przedstawicieli Chin, głównie starożytnych. Zawstydza, gdy łapię się na tym, że pewnych nazwisk nie znam, że mam luki w znajomości literatury. A jednocześnie inspiruje, by czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Choćby książki historyczne, które przewrotnie stawia na równi z literaturą powstałą od początku do końca wyłącznie z fantazji autora.

Literatura fascynuje Leysa w sposób bardzo widoczny. Jej „bezużyteczność” go wręcz zachwyca, wpływ na wyobraźnię czytelników zdaje się bawić i zdumiewać jednocześnie. Rozdźwięk między osobą autora a napisanym tekstem to dowód na potęgę ludzkiego umysłu i jego niewyobrażalnych zdolności twórczych i poznawczych. Podoba mi się przykład Conrada, kapitana żeglugi i pisarza, który dostaje choroby morskiej na kanale La Manche, panika cenzorów przy tym fragmencie „Pani Bovary”, w którym bohaterka znika na całą noc z kochankiem w dorożce i Flaubert nie poświęca ani słowa na opis, co się między nimi działo, oraz teza, że wolny czas i próżnowanie są niezbędnym warunkiem twórczości. A także opisy trudnych relacji między wydawcami a autorami.

Trudno mi przytaczać konkretne zdania, by uzasadnić moje wnioski. Potrzebne by raczej były całe akapity, czasem rozdziały. A przyjemności czytania i odkrywania samemu takich perełek nie chciałabym nikomu odebrać.

Wśród wielu ciekawych stwierdzeń znalazłam i dowód na to, że autora poniosło – uważa on osoby palące tytoń za bardziej rozwinięte duchowo i uzasadnia to m.in. fajką van Gogha. Palacze będą zachwyceni. A ja, jako osoba mniej rozwinięta, kończę już swoją ułomną pisaninę i puszczam Simonowi Leysowi oko ;)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Drzewo Babel.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz