sobota, 13 sierpnia 2011

Sprawa elfio-ludzka




Eleonora Ratkiewicz, Tae ekkejr!, wyd. Fabryka Słów

Eleonora Ratkiewicz pisze w charakterystyczny sposób. Jej styl jest emocjonalny, wymaga większej uwagi niż tylko prześlizgiwanie się wzrokiem po literach. Jeśli spełni się ten warunek, „Tae ekkejr!” wciąga bez reszty i sprawia, że zapomina się o upływającym czasie. Ten sposób pisania, pełen odniesień do myśli i uczuć ludzi (i nieludzi w tym przypadku), przypomina mi Aleksandrę Marininę. Być może to taka rosyjska cecha, dla mnie szalenie sympatyczna i miła.

Jak przystało na prawdziwe fantasy, znajdziemy w „Tae ekkejr!” przedstawicieli ludzi, elfów i krasnoludów. Autorka, w przeciwieństwie do innych pisarzy fantasy, nie poprzestaje na cechach charakterystycznych dla każdej z tych ras, które funkcjonują w literaturze chyba jeszcze od czasu „Władcy Pierścieni”. Owszem, i u niej elfy to piękne, długowieczne istoty ze szpiczastymi uszami, krasnoludy to m.in. doskonali rzemieślnicy, a ludzie to tylko krótkotrwali goście na scenie życia. Ale jak się tu okazuje - nie tylko.

Elfy i ludzie w świecie Eleonory Ratkiewicz znają się niewiele, a nawet wcale. Spotkanie księcia Lermetta z Ennearim przypomina zderzenie kultur, które wzajemna otwartość i ciekawość oraz poczucie wdzięczności - zamiast w nienawiść - przeradza powoli w przyjaźń. Inne zwyczaje, inna długość życia, a co za tym idzie, inne pojmowanie świata i opisywanie go językiem o specyficznej dla każdego ludu konstrukcji gramatycznej – to powody, dla których obu młodzieńcom tak trudno znaleźć na początku wspólny język. Co ciekawe, okazuje się, że i ludzie i elfy są dla siebie nawzajem intrygujący i obdarzeni cechami, które budzą w drugiej stronie zachwyt. To nowość w fantasy. A przynajmniej ja dotąd nie spotkałam się z podobnym ujęciem ludzko-elfich stosunków. Właściwie razem z Lermettem na nowo odkrywamy elfy, przy okazji dowiadując się wiele o królestwie, z którego pochodzi książę. Takie nagromadzenia szlachetności, dobrych obyczajów i rozsądku robi wrażenie. W wyobraźni Ratkiewicz stworzyła naprawdę wyjątkowe państwo. Niemal idealne, gdyby nie to, że nawet w takich miejscach jak z bajki znajdzie się jakiś czarny charakter gotowy uknuć groźną intrygę. I, o dziwo, mający swoje powody, z których wnika, że nawet prawość może wydać zatrute owoce.

W „Tae ekkejr!” akcja oraz procesy myślowe bohaterów to dwa równorzędne, przeplatające się ciągi. Stąd poczucie, że czasami dana sytuacja rozwija się zbyt wolno. Usatysfakcjonowani na pewno będą ci, których interesują tajniki ludzkiej (i nieludzkiej) duszy i przełamywanie barier kulturowych (także tych fantastycznych!) oraz ci, którzy lubią kibicować bohaterom podejmującym ważną misję. „Tae ekkejr” to pochwała przyjaźni, która ma trudny początek. Książka pozostawia po sobie miłe wrażenie, taki jakiś baśniowy posmak, poczucie, że warto otworzyć się na innego i spojrzeć na świat jego oczami. Dlatego warto po nią sięgnąć.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów

1 komentarz :

  1. Od razu dodaję do planowanych! Coś kompletnie w moim stylu, jak sądzę. Muszę mieć :)

    OdpowiedzUsuń