Grażyna Jagielska,
Korespondent, czyta Anna Apostolakis, wyd. Biblioteka Akustyczna
„Korespondent” to moje
pierwsze spotkanie z Grażyną Jagielską, autorką „Serca z
kamienia” (czeka na swoją kolej) oraz „Anioły jedzą trzy razy
dziennie”. Pierwsza z nich jest osobistą, opartą na prawdziwych
przeżyciach historią kobiety, żony korespondenta wojennego, którą
niepokój o męża zaprowadził ostatecznie do szpitala
psychiatrycznego. Jako pacjentkę. Druga dotyczy ludzi, których
autorka tam właśnie spotkała – głównie weteranów wojennych,
ale także zwykłych osób, które pogubilły się w codziennym
życiu. „Korespondent” jest jednak inny, całkowicie fikcyjny,
chociaż kto wie, ile ze wspomnień męża Jagielskiej złożyło się
na jego powstanie. Opis „Korespondenta” wydaje się całkiem
atrakcyjny – małżeńska para, Caroline i Adam Matyasowie,
fotografka i dziennikarz, pomiędzy kolejnymi reporterskimi wyprawami
zatrzymują się ponownie w Indiach. Tam, w swoim ulubionym azylu, w
domu niejakiej Gopalowej, z ust innego lokatora, najemnika o barwnej
przeszłości poznają historię pewnego zaginionego w Afganistanie
korespondenta. Chociaż ta opowieść fascynuje oboje małżonków,
to Caroline postanawia ruszyć śladami dziennikarza i poznać jego losy.
Niestety, w tym miejscu, w
którym mogłoby się wiele rozstrzygnąć i wydarzyć,
„Korespondent” się kończy. Co dla mnie niezrozumiałe,
większość fabuły „Korespondenta” obejmuje pobyt w Indiach
głównych bohaterów, ich zastanawianie się nad perypetiami pewnego
malarza, również lokatora Gopalowej, chodzenie po ulicach, posiłki,
robienie zdjęć (to Caroline), rozważania o zarazie itp. Dodatkowo
opowieść zyskuje całkiem niepotrzebnych narratorów – Gopalową
i jej męża – którzy niczego nie wprowadzają do akcji, a nawet
zaciemniają ją i powodują, że jeszcze trudniej nabrać jej
rozpędu. Mija sporo czasu, zanim po raz pierwszy usłyszymy o
zaginionym korespondencie. I jeszcze więcej zanim coś zacznie się
w związku z tym dziać. Tylko po to, by ostatecznie pozostać z
niczym. No, może poza uczuciem nabicia w butelkę.
Z „Korespondenta” z
pewnością dowiemy się, że praca reportera wojennego nie zawsze
jest pasmem przygód, że częstsze są okresy nudy i wyczekiwania aż
coś drgnie w jednym z zapalnych regionów świata, a do wielu
umówionych spotkań z rozmówcami po prostu nie dochodzi. Tym samym
nie powstają artykuły i wywiady. Szkoda tylko, że Jagielska
skupiła się tylko na tym aspekcie. I na pobycie swoich bohaterów w
Indiach. Nie oczekiwałam, że znajdę w jej książce taką samą
wiedzę o świecie, którą można znaleźć w reportażach, bo w
końcu to inny typ literatury. I rzeczywiście jej tam nie ma. Za to
jest indyjska codzienność pokazana przede wszystkim oczami Gopalowej, niespecjalnie
ciekawa i nie mająca wiele wspólnego z głównym wątkiem powieści
(a przynajmniej z tym wątkiem, który ja uważam za główny i który
powinien zostać rozwinięty, a nie tylko zasygnalizowany).
Chociaż uwielbiam
audiobooki, „Korespondenta” wysłuchałam z trudem i z największą
niecierpliwością. Całkowicie mnie zawiódł. Nawet głos Anny
Apostolakis nie mógł tu już niczego naprawić. Jeśli dana
historia jest kiepska, nie pomoże jej najlepszy lektor. I nie sądzę
bym miała inne odczucia po lekturze papierowej wersji. Szkoda.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz