Andrew Miller,
Oczyszczenie, tłum. Michał Kłobukowski, wyd. Znak Literanova
Podobno w przeciągu
kilkuset lat swojego istnienia paryski Cmentarz Niewiniątek stał
się miejscem pochówku nawet dwóch milionów zmarłych. Grzebano
ich nie tylko w kościelnych kryptach czy zdobnych grobowcach, ale
przede wszystkim w zbiorowych mogiłach. Biedaków owiniętych w
całuny, trochę zamożniejszych w trumnach, ofiary zaraz i
pospolitych chorób. Dorosłych i dzieci, młodych i starców.
Położona pośrodku miasta nekropolia zaczęła z czasem stanowić
zagrożenie dla żywych, zwłaszcza tych mieszkających w pobliżu
jej murów. Pod koniec osiemnastego wieku postanowiono ją zamknąć,
a kości zmarłych usunąć.
Likwidacja cmentarza staje
się najważniejszą osią „Oczyszczenia”, zadaniem, które staje
przed młodym inżynierem - pochodzącym z Normandii, ze zwykłej
wiejskiej rodziny Jeanem-Baptistem Barattem, któremu łaskawość
księcia de S. zapewniła wykształcenie. Głównego bohatera
poznajemy w chwili przyjęcia zlecenia, nie wiemy o nim nic więcej
ponad to, co w danej chwili ujawnia nam autor. Zresztą to
charakterystyczne dla narracji Millera, że ten prowadzi ją
delikatnie, unikając przeładowania informacjami, rezygnując z
zagęszczenia faktów i ciekawostek na rzecz oglądu rzeczywistości
oczami swojego bohatera. A także (nawet!) - przy pomocy jego
powonienia i smaku, dopóki ten nie przywyknie do zepsutej
cmentarnymi wyziewami okolicy. Chociaż autor nie rezygnuje z opisów
kości i innych szczątków ludzkich, najważniejsze w powieści
staje się to, co dzieje się z ludźmi związanymi z cmentarzem w
ostatnich miesiącach jego istnienia.
Trudno mi wyjaśnić moc
przykuwania prozy, która zdaje się nie prowadzić do konkretnego
celu, tak jak w kryminale jest nim odnalezienie sprawcy zbrodni, a w
romansie - szczęśliwy związek dwojga ludzi osiągnięty po wielu
wyrzeczeniach i nieporozumieniach. Mimo to z zaciekawieniem czytałam
„Oczyszczenie” zaskakiwana zwrotami akcji, które wywoływała
nieodgadniona i nieprzeczuwana strona ludzkiej natury. Obcowanie na
co dzień z tym, co pozostawia po sobie śmierć, nie przygotowuje
ani na akty bezmyślnego zła i histerii, ani na nieszczęśliwe
wypadki. Nawet na miłość. Reakcje Baratte'a zaskakują także jego
samego. Są decyzje, które zdaje się podejmować pod wpływem
impulsu, instynktownie, bez odwoływania do rozumu, który
natychmiast poddałby je pod wątpliwość. A jednak wydają się
słuszne z najzwyklejszego, człowieczego punktu widzenia. Oczywiście
jeśli odrzucić takie sprawy, jak normy obyczajowe, które decydują
o naszej pozycji wśród innych.
„Oczyszczenie”
obfituje w postacie zarysowane niby lekko, ale wiarygodnie.
Autentyczny jest w nich nawet ten czynnik niespodzianki, który w
niektórych przypadkach tak diametralnie zmienia ich losy. Oraz
zawsze obecna ich pewna zagadkowość i niedopowiedzenia, które mogą
zostać uzupełnione przez zakończenie powieści. Ale nie muszą i
często nie są. „Oczyszczenie” budzi złudzenie, że po
zamknięciu ostatniej strony jej bohaterowie nadal będą kontynuować
swoje zamierzenia i prowadzić życie, tym razem ukryte przed
wzrokiem czytelników. Wyobraźnia pisarska odsłoniła je tylko na
dany moment. Ciąg dalszy należy do nas, do odbiorców. Czy
wystarczy nam wizja pisarza, czy ożywimy w myślach służącą
Marie podkradającą koniak gospodarza, grupę górników z
tajemniczym przywódcą bez nazwiska i ręki, nadamy imię i płeć
dziecku poczętego w wyniku gwałtu? Miller nie opowiada wszystkiego,
w zamian oferuje swobodę, zaprasza do stworzonego przez siebie
świata, który bazuje na kilku autentycznych faktach.
Zamknięcie Cmentarza
Niewiniątek także dla inżyniera Baratte'a jest tylko jednym z
etapów, ujętym w nawias przez początek i zakończenie powieści,
które odbywają się w tym samym miejscu – w Wersalu na korytarzu
przed gabinetem ministra. Za każdym razem wizyta w pałacu ma inne
konsekwencje i z innymi wiąże się doświadczeniami. To porównanie
jest zwiastunem zmian, które już niedługo wstrząsną Francją.
Bardziej wymownym niż rewolucyjne hasła pisane na murach przez
znajomych organisty Armanda.
Za „Oczyszczenie”
Andrew Miller otrzymał w 2011 roku brytyjską nagrodę Costa Book of
the Year Award. Jej narracja jest wyciszona i budzi inne emocje niż
literatura popularna, ale mają one to do siebie, że dużo mocniej
odciskają się w w umyśle czytającego. Tak w każdym razie było
ze mną. Być może będzie tak i z Wami. Sprawdźcie.
Ostatnio często wpadam na tę książkę - na blogach, w księgarniach, które prawie codziennie odwiedzam wirtualnie. Zaczyna mnie w końcu intrygować, a okładka zapadła mi w pamięć.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Cię pozytywnie zaskoczy :)
Usuń