środa, 18 czerwca 2014

Stephen Kelman, Zabić gołębia




Stephen Kelman, Zabić gołębia, tłum. Wojciech Mitura, wyd. Drzewo Babel

Długo byłam przekonana, że „Zabić gołębia” jest powieścią kryminalną. A jednak nie, choć jej akcja ociera się o podejrzane sprawki, nielegalne działania, a nawet zbrodnie. Nie jest to – także z powodu tych wymienionych już powodów - książka dla dzieci, chociaż jej bohaterem i głównym narratorem jest sympatyczny jedenastolatek - ani nieprzeciętnie uzdolniony, ani wyróżniający się jakąś oryginalnością. Ot, zwyczajny miły dzieciak.

Harrison niedawno przybył do Anglii z Ghany razem z matką i siostrą. W domu została babcia, ojciec i najmłodsza siostrzyczka, Agnes, jeszcze niemowlę. Rodzina dobrowolnie godzi się na tymczasową rozłąkę w imię lepszej przyszłości. Zamienia swojskie, ale biedne, pozbawione perspektyw otoczenie na mieszkanie w wieżowcu pośród takich samych, otaczających go bloków. Na wyzwiska i przekleństwa stanowiące normalne słownictwo mieszkańców dzielnicy, pomazane ściany i młodociane gangi, które rządzą nawet schodami w przejściu. Wzdrygałam się, gdy czytałam fragmenty opisujące to angielskie, typowe blokowisko. Lecz gdy ja reagowałam niepokojem i strachem, pogodne oczy Harrisona Opoku tylko prześlizgiwały się po tej brzydocie, by dostrzec gołębia, któremu ukradkiem podsypywał jedzenie na balkonie, by wejść w komitywę ze szkolnymi kolegami i bawić się z jednym z nich w prowadzenie śledztwa w sprawie zadźganego nożem chłopca z ich szkoły. Wreszcie by pośmiać się ze słów starszej pani jeżdżącej specjalnym samochodzikiem i zaciekawić się tym, co właśnie usłyszał na lekcji od nauczyciela. Jego życie mimo okoliczności jest normalne, począwszy od notorycznych kłótni z siostrą po przejściową fascynację młodymi chuliganami.

Ale swoim śledztwem, podyktowanym współczuciem wobec zabitego chłopca, Harrison niechcący ściąga na siebie uwagę. Nieważne, że jest to raczej zabawa niż rzeczywiste zagrożenie dla sprawców zbrodni. Dla nastolatków z gangu czas dzieciństwa pozostał daleko w tyle, wszystko traktują jak najbardziej serio. Nie tolerują sytuacji, gdy ktoś próbuje być neutralny, stać obok, a tym bardziej, gdy choć trochę zdaje się mieszać do ich spraw. Stephen Kelman, który m.in. pracował jako opiekun społeczny i jak widać zna to środowisko, na ich przykładzie pokazuje, jak działają mechanizmy zastraszania, narzucania zbiorowej odpowiedzialności, stopniowego wciągania w przestępczy świat przy pomocy groźby, ale też i poprzez ofertę przynależności do wpływowej grupy. Harrison i jego siostra stają się mniej lub bardziej świadomymi adresatami tych zabiegów.

Podczas lektury najwięcej napięcia powoduje zastanawianie się nad dalszymi losami Harrisona, nad tym, czy jego dziecięcość i miłość najbliższych okażą się wystarczającą tarczą gotową go obronić przed złem. Jest czymś poruszającym obserwowanie cieszącego się każdym dniem Harrisona, życzliwego wobec ludzi i stawiającego na przyjacielskie kontakty w środowisku, które za swoje uważają młodociani przestępcy. Wbrew pozorom takich miłych, lecz bezbronnych dzieciaków jest tam dużo więcej. „Zabić gołębia” opowiada właśnie o nich, staje po ich stronie, choć nie daje podpowiedzi, jak je chronić. Na pewno nie pozwala skreślać je z góry za nieodpowiedni adres lub brak markowych adidasów.

Zabić gołębia” ujmuje zwyczajnością i prostotą przekazu, konfrontuje niewinność (pokazaną w sposób naturalny) z nieufnością, brakiem dojrzałości i łajdactwem. Wreszcie - pokazuje walkę dobra ze złem, której wynik nie jest tak jednoznaczny, jakbyśmy chcieli. Niestety.

Historia pozornie łatwa, która nie daje o sobie zapomnieć.

PS. "Zabić gołębia" to debiut powieściowy Stephena Kelmana. Nominowano ją do nagrody Desmonda Elliotta 2011 i The Man Booker Prize 2011.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz