Jill Mansell, Spacer w
parku, tłum. Ewa Horodyska, wyd. Wydawnictwo Literackie, cena ok. 40
zł
Z reguły unikam książek
z błyszczącymi literkami na okładkach. Kojarzą mi się z
pierwszym wydaniem mojego ulubionego cyklu Ursuli K. Le Guin -
„Ziemiomorze”. Ukazanie kolejnego tomu serii było okupione
większą i jeszcze bardziej kapiącą od złota czcionką na
zewnątrz książki i... coraz gorszym tłumaczeniem w środku, które
zmieniało całość w mało strawną papkę (co za kontrast z
pierwszym tomem przełożonym przez Stanisława Barańczaka!). Na
szczęście forma graficzna „Spaceru w parku” nie kryła
żadnych przykrych niespodzianek. A nawet – bardzo miła dla oka –
ładnie komponowała się z treścią powieści.
„Spacer w parku”
należy do tzw. literatury kobiecej, a jej autorka, Jill Mansell,
nazywana jest królową romansu (powtarzam to za wydawcą). Zanim
sobie wyobrazicie coś w stylu melodramatu lub mdłego harlequina,
uprzedzam – Jill Mansell skutecznie zabija ckliwość poczuciem
humoru. Jej specjalnością jest komizm sytuacyjny (polecam scenę
z Puszkiem i Kręciołkiem!), omyłki przynoszące nieoczekiwane
skutki, a przede wszystkim – wyraziste i mocno z sobą
skontrastowane osobowości drugoplanowych bohaterów (tu jako
przykład podaję bardzo angielskiego Harry'ego i amerykańskiego
rapera EnjaySevena oraz ciotkę Nettie i jubilera Dona). To jednak
nie znaczy, że cały czas pękamy ze śmiechu. Autorka lubi zmieniać
nastrój fabuły, pisząc też i o rozterkach swoich głównych
bohaterek, ich wyborach życiowych, wobec których próbują być
konsekwentne, walczących z poczuciem, że nic je w przyszłości
emocjonującego nie spotka i... z własnymi upartymi uczuciami. To
Lara, która opuściła dom w wieku 16 lat w dramatycznych
okolicznościach i wróciła dopiero z nastoletnią córką oraz
Evie, którą poczucia własnej wartości nauczy dopiero gorzki smak
zdrady. Doceniam to, że Mansell kreując ich losy, lubi nas
podpuszczać. Chętnie sięga po jakieś oczywiste rozwiązania
fabularne, po czym zręcznie się z nich wyplątuje, co sprawia, że
przebieg akcji „Spaceru po parku” nie jest do końca
przewidywalny. Chociaż nie można tego powiedzieć o zakończeniu,
przynajmniej w przypadku Lary.
„Spacer po parku” jest
dokładnie tym, czym się wydaje – przyjemną lekturą, od której
ma być raźniej na duszy i radośniej w sercu. Romansem z
rozwiniętymi wątkami obyczajowymi, wśród których jest miejsce
nawet na rodzinny sekret. Nie grzeszy naiwnością i banalnością,
chociaż mocno odnosi się do tego, w co chcemy wierzyć my, kobiety.
Że miłość przetrwa niezmieniona kilkanaście lat, a on będzie
pamiętał kolor naszych oczu. Jeśli Wam to nie przeszkadza, ta
książka jest dla Was. No i żaden facet Wam jej nie podbierze ;)
PS. Dla jasności - nazwisko autorki na okładce jest złożone ze świecących liter, czego nie widać na zdjęciach okładek w internecie.
No i co tu począć? Świecące litery, literatura kobieca /nie cierpię tego określenia!/, zawsze sądziłam, że jest dobra albo zła. Jedynie co mnie może przekonać - to humor o którym piszesz. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńŚwiecące litery mogłyby i mnie odstraszać. A "królowa romansu" nie kojarzy mi się natychmiast z autorką interesujących książek, więc gdyby wydawca chciał mnie tym hasłem zachęcić, poniósłby klęskę;) Chyba jednak nie dla mnie takie książki powstają, ale nie wykluczam, że nadejdzie dzień, kiedy ktoś mnie na tyle zainteresuje, że zajrzę do tej szufladki;) Jill Mansell broni się humorem, o którym wspominasz, więc nie jest z nią najgorzej. A pani tłumacz ma przepiękne nazwisko:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100 procentach :) Tymczasem w mojej biblioteczce rozgościła się kolejna pozycja z błyszczącymi literkami, tym razem rodzimej autorki. Strach zajrzeć do środka ;) Ale kto wie, może i tym razem będzie lepiej niż się wydawało...
UsuńBardzo dziękuję za wszystkie Twoje sugestie dotyczące lektur, za udostępnianie swojej biblioteki, za ciepłe i mądre rozmowy (nie tylko o książkach), za to że umiesz słuchać i przekierować ponure myśli na artykuł, czy coś ciekawego do przeczytania. Podobało mi się to co mi poleciłaś, lubię te Twoje opisy i zachęty w pigułce. Jesteś fajna babka, mądra kobieta, super wychowujesz swojego synka, a na dodatek jesteś serdeczna, uczynna i robisz wspaniałą zupę ze szpinaku i imbiru. Cieszę się, że Cię poznałam. Acha i jeszcze dziękuję, że namówiłaś mnie do prowadzenia bloga, to wspaniała odtrutka na chwilowe frustracje i terapia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPokaż mniej