Jerzy Sadecki, Ambasador,
wyd. Agora SA
Nagle przypomniałam
sobie, skąd znam nazwisko Jerzego Bahra. To jego złapała za nos
córka Mariusza Wilka, który opisał tę scenę i ambasadorskie
odwiedziny w „Lotem gęsi”, swojej ostatniej książce.
Emerytowany obecnie ambasador odpłacił się mieszkającemu na
północy Rosji pisarzowi, wspominając go w rozmowach z Jerzym
Sadeckim, które zaowocowały powstaniem książki „Ambasador”.
To wystarczająco świadczy, jak bujam w obłokach (i w książkach),
skoro nie kojarzę osoby Bahra z katastrofą smoleńską, o czym
szumnie zapowiada okładka „Ambasadora”. Szczerze mówiąc, nie
był to temat, który mnie skłonił do przeczytania tego wywiadu.
Wręcz się go obawiałam. Niepotrzebnie. Nawet bez porównań rzuca
się w oczy, że wypowiedzi Bahra są wyważone i pełne elementarnej
przyzwoitości. Bardzo rzeczowe, gdy wyjaśnia krok po kroku, czego
był świadkiem (czekał w Smoleńsku z delegacją na przylot
prezydenckiego samolotu), dlaczego podjął pewne decyzje i co
oznaczały konkretne zachowania strony rosyjskiej. Dalsza lektura
„Ambasadora” uświadomiła mi, że Jerzy Bahr jest człowiekiem z
zasadami zawsze i po prostu, nie tylko w przypadku tragedii.
Unikającym oskarżeń, chełpliwości i przerzucania winy. Z
trzeźwym osądem, nie zasłaniającym się interesem żadnej partii
i traktującym poważnie służbę Polsce. Znamienne, że osobę
Jerzego Bahra doceniło dwóch prezydentów, można powiedzieć, że
światopoglądowo stojących po różnych stronach barykady –
Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński.
Lista miejsc, w których
Jerzy Bahr pracował jako polski dyplomata i urzędnik państwowy,
jest długa i imponująca – Bukareszt, Kijów, Królewiec, Wilno,
Moskwa, a nawet Aszchabad w Turkmenistanie. Nie były to miejsca do
końca przypadkowe, gdyż Jerzy Bahr, będąc jeszcze uczniem szkoły
średniej, samodzielnie uczył się języków ukraińskiego,
rumuńskiego i litewskiego (oprócz angielskiego, niemieckiego i
rosyjskiego). Za potrzebą ich poznania stało silne pragnienie
zgromadzenia jak największej wiedzy o sąsiadach Polski i
mniejszościach narodowych oraz dotarcia do sedna specyfiki krajów
Europy Środkowej i Wschodniej. Otwarty umysł, przeświadczenie
wyniesione z domu, że „ci po drugiej stronie też mogą mieć
rację” i że wielokulturowość jest czymś ważnym, a zarazem
delikatnym – to piękny fundament u kogoś, kogo działalność
zawodowa polegała przede wszystkim na reprezentowaniu Polski za
granicą i utrzymywaniu stosunków dyplomatycznych.
W rozmowie Jerzego
Sadeckiego z Jerzym Bahrem jest wszystkiego po trochę – życie
prywatne, ale bez przekraczania granic intymności, obserwacje z
czasów emigracji w Austrii i Szwajcarii, kontakty z nietuzinkowymi
ludźmi i politykami (nie tylko polskimi), pobyty na kolejnych
placówkach, pułapki i ciekawostki wiążące się z zawodem
dyplomaty, opinie na temat stosunków Polski z ościennymi państwami
i - dla mnie najciekawsze – na temat mentalności naszych sąsiadów.
Szczególnie dużo miejsca poświęcone zostaje pobytowi na Litwie,
Ukrainie i w Rosji, którą były ambasador w Moskwie postrzega jako
szczególnie wymagającego partnera. A nawet – cokolwiek byśmy
myśleli na temat Rosjan i ich gospodarzenia – fantastycznie i dużo
lepiej niż my przygotowanego w pewnych strategicznych dziedzinach.
Słowem ta książka jest kopalnią interesujących informacji,
spostrzeżeń i twierdzeń dla każdego, kogo intryguje wschód
Europy i żyjący tam ludzie. Zwłaszcza, że Jerzy Bahr dokonywał
obserwacji ze szczebla niedostępnego dla przeciętnego obywatela.
P.S. Tak na marginesie -
zastanawiam się, czy Jerzemu Bahrowi nadal przysługuje miejsce w
szwajcarskim schronie atomowym?
Mnie się Bahr właśnie ze Smoleńskiem kojarzy. A szkoda, bo to ciekawa postać z tego, co widzę. Może pora wyrobić sobie nowe skojarzenia:)
OdpowiedzUsuńObowiązkowo :)
Usuńfascynacja Rosją i Litwą drzemie we mnie głęboko więc to dla mnie a widziane oczyma ciekawego człowieka - koniecznie do przeczytania! Hasło Smoleńsk jednak odstrasza.
OdpowiedzUsuń