wtorek, 15 października 2013

Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci




Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci, wyd. Iskry

Fan „Jacka i Agatki” Wandy Chotomskiej, apologeta PRL-u, niespełniony liryk, ten, dzięki któremu w lokalach gastronomicznych zawisły tabliczki z informacją, że „konsumpcja do alkoholu obowiązkowa”, tłumacz m.in. moich ukochanych „Bajek ludów północy”, człowiek ciepły i dowcipny, ten, który uczył salonowych manier Stefanię Grodzieńską i nie potrafił odmówić nikomu pomocy – Jan Brzechwa.
Nie będę ukrywać – to najlepsza biografia, jaką zdarzyło mi się przeczytać w tym roku. Ze względu na rzetelne badania Mariusza Urbanka, jak i osobę samego Brzechwy, przedstawionego w sposób wszechstronny, bez niedopowiedzeń i przemilczeń. Wcześniej nigdy nie zastanawiałam się, jakim człowiekiem był autor „Kaczki dziwaczki” i „Akademii Pana Kleksa”, skąd brał pomysły, czy tworzył coś więcej niż tylko literaturę dla dzieci. Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Prawnik, żołnierz (uczestnik wojny polsko-bolszewickiej), pasjonat gier karcianych, współtwórca ZAiKS-u, jego prezes i światowy autorytet w dziedzinie prawa autorskiego oraz... kobieciarz. Podobno wiersze dla dzieci zaczął pisać nie z powodu szczególnej sympatii do najmłodszych, ale po to, by... zrobić wrażenie na kobiecie, nauczycielce przedszkolnej! Prywatnie kuzyn Bolesława Leśmiana, którego lirycznemu pióru starał się dorównać, bez większych sukcesów zresztą. To znamienne, że tam, gdzie próbował uderzać w poważny, refleksyjny ton - czy to w prozie czy w poezji – nie budził większego entuzjazmu. Wyjątkiem mogą być pisane w końca życia, wydane pośmiertnie liryki Brzechwy. Jednak o tym, że w ogóle istnieją – dowiedziałam się właśnie z książki Urbanka. W przeciwieństwie do wierszy dla dzieci, które wszyscy znają i których Brzechwa pozostaje niekwestionowanym królem. I nie piszę tego tylko ze względu na sentymenty dotyczące własnego dzieciństwa. Ledwie kilka lat temu z wielką przyjemnością czytałam utwory Brzechwy swojemu dziecku. Efekt był taki, że pierwszym powiedzianym zdaniem mojego potomka była fraza z szalenie rytmicznego wiersza „Grzyby”. Tym większe moje zdziwienie, że jeszcze przed wojną (i po niej również) Brzechwa – prócz entuzjazmu dzieci i ich rodziców - spotykał się z krytyką, że jego wiersze nie są pedagogiczne, za mało wychowawcze, a nawet... antypolskie! (to akurat ze względu na żydowskie pochodzenie poety). Przykłady ukrytych znaczeń, które rzekomo miały zawierać jego utwory, dowodzą jedynie szukania na siłę pretekstu do obrzucania błotem. Budzą śmiech, niemniej ich wydźwięk jest raczej ponury.
Z zarzutami pisarz spotykał się zresztą nie raz. W czasach PRL-u, popierający oficjalne władze Brzechwa, pisał według nich – z paroma wyjątkami - nie dość ideologicznie i nie dość przekonująco. Lecz i tak opowiadanie się za władzami ludowymi wywołało burzę wobec osoby poety w ostatnim dziesięcioleciu, czemu Mariusz Urbanek poświęcił dodatkowy rozdział. Dodatkowo autor biografii zamieścił w książce swój esej, opublikowany pierwotnie w miesięczniku „Odra” i utrzymany na niby w antybrzechwowskim tonie. Dla szerszego kontekstu dodał historię jego powstania wraz z oddźwiękiem społecznym, jaki wywołał.
Mariusz Urbanek nie ukrywa faktów, które sprawiają, że ludzie (często z prawicowych kręgów) mają wątpliwości co do tego, czy Brzechwa powinien być patronem szkół i wzorem dla młodzieży. Udaje mu się jednak dotrzeć i do takich informacji, które pozytywnie wpływają na wizerunek poety. Który nie walczył z systemem, ale też nie donosił, nie oskarżał fałszywie, nie odwracał się od znajomych, którzy wyszli z więzienia po odsiedzeniu politycznych wyroków. Poza tym, choć oczywiście żadne to usprawiedliwienie, nazwisko Brzechwy w biografii Urbanka pojawia się w całkiem szacownym gronie, także w okresie obejmującym Polskę Ludową. Wreszcie weźmy pod uwagę, że jako prezes ZAiKS-u Brzechwa pomagał finansować różne inicjatywy polskiego oddziału Pen Clubu, do którego zarządu także należał. To dzięki niemu ukazywało się wydawane po angielsku i francusku pismo promujące na świecie polską literaturę. Moim zdaniem takie działanie ma swoją wagę i powinno być docenione.
Biografia Urbanka pozwala odkrywać Brzechwę, nawet nie na nowo, ale w ogóle, biorąc pod uwagę, że w potocznej świadomości jest on kojarzony tylko z wierszami dla dzieci. I to nawet czasami nie ze swoimi, co zdarzało mu się jeszcze za życia i co umiał przyjąć z humorem. Mariusz Urbanek nie poszedł na łatwiznę, lepiąc życie Brzechwy z anegdotek i wspomnień. Owszem i one pojawiają się w jego książce, ale najważniejszym punktem odniesienia do osoby Brzechwy pozostaje urozmaicona, różnej jakości twórczość, głównie satyryczna oraz działalność publiczna. Tym bardziej cenne, że Urbankowi i tak udało się pokazać poetę jako człowieka z rozlicznymi zaletami i słabościami, nie zawsze mającego rację, ale za to potrafiącego się z siebie śmiać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz