Mariusz Urbanek, Brzechwa
nie dla dzieci, wyd. Iskry
Fan „Jacka i Agatki”
Wandy Chotomskiej, apologeta PRL-u, niespełniony liryk, ten, dzięki
któremu w lokalach gastronomicznych zawisły tabliczki z informacją,
że „konsumpcja do alkoholu obowiązkowa”, tłumacz m.in. moich
ukochanych „Bajek ludów północy”, człowiek ciepły i
dowcipny, ten, który uczył salonowych manier Stefanię Grodzieńską
i nie potrafił odmówić nikomu pomocy – Jan Brzechwa.
Nie będę ukrywać – to
najlepsza biografia, jaką zdarzyło mi się przeczytać w tym roku.
Ze względu na rzetelne badania Mariusza Urbanka, jak i osobę samego
Brzechwy, przedstawionego w sposób wszechstronny, bez niedopowiedzeń
i przemilczeń. Wcześniej nigdy nie zastanawiałam się, jakim
człowiekiem był autor „Kaczki dziwaczki” i „Akademii Pana
Kleksa”, skąd brał pomysły, czy tworzył coś więcej niż tylko
literaturę dla dzieci. Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania.
Prawnik, żołnierz (uczestnik wojny polsko-bolszewickiej), pasjonat
gier karcianych, współtwórca ZAiKS-u, jego prezes i światowy
autorytet w dziedzinie prawa autorskiego oraz... kobieciarz. Podobno
wiersze dla dzieci zaczął pisać nie z powodu szczególnej sympatii
do najmłodszych, ale po to, by... zrobić wrażenie na kobiecie,
nauczycielce przedszkolnej! Prywatnie kuzyn Bolesława Leśmiana,
którego lirycznemu pióru starał się dorównać, bez większych
sukcesów zresztą. To znamienne, że tam, gdzie próbował uderzać
w poważny, refleksyjny ton - czy to w prozie czy w poezji – nie
budził większego entuzjazmu. Wyjątkiem mogą być pisane w końca
życia, wydane pośmiertnie liryki Brzechwy. Jednak o tym, że w
ogóle istnieją – dowiedziałam się właśnie z książki
Urbanka. W przeciwieństwie do wierszy dla dzieci, które wszyscy
znają i których Brzechwa pozostaje niekwestionowanym królem. I nie
piszę tego tylko ze względu na sentymenty dotyczące własnego
dzieciństwa. Ledwie kilka lat temu z wielką przyjemnością
czytałam utwory Brzechwy swojemu dziecku. Efekt był taki, że
pierwszym powiedzianym zdaniem mojego potomka była fraza z szalenie
rytmicznego wiersza „Grzyby”. Tym większe moje zdziwienie, że
jeszcze przed wojną (i po niej również) Brzechwa – prócz
entuzjazmu dzieci i ich rodziców - spotykał się z krytyką, że
jego wiersze nie są pedagogiczne, za mało wychowawcze, a nawet...
antypolskie! (to akurat ze względu na żydowskie pochodzenie poety).
Przykłady ukrytych znaczeń, które rzekomo miały zawierać jego
utwory, dowodzą jedynie szukania na siłę pretekstu do obrzucania
błotem. Budzą śmiech, niemniej ich wydźwięk jest raczej ponury.
Z zarzutami pisarz
spotykał się zresztą nie raz. W czasach PRL-u, popierający
oficjalne władze Brzechwa, pisał według nich – z paroma
wyjątkami - nie dość ideologicznie i nie dość przekonująco.
Lecz i tak opowiadanie się za władzami ludowymi wywołało burzę
wobec osoby poety w ostatnim dziesięcioleciu, czemu Mariusz Urbanek
poświęcił dodatkowy rozdział. Dodatkowo autor biografii zamieścił
w książce swój esej, opublikowany pierwotnie w miesięczniku
„Odra” i utrzymany na niby w antybrzechwowskim tonie. Dla
szerszego kontekstu dodał historię jego powstania wraz z
oddźwiękiem społecznym, jaki wywołał.
Mariusz Urbanek nie ukrywa
faktów, które sprawiają, że ludzie (często z prawicowych kręgów)
mają wątpliwości co do tego, czy Brzechwa powinien być patronem
szkół i wzorem dla młodzieży. Udaje mu się jednak dotrzeć i do
takich informacji, które pozytywnie wpływają na wizerunek poety.
Który nie walczył z systemem, ale też nie donosił, nie oskarżał
fałszywie, nie odwracał się od znajomych, którzy wyszli z
więzienia po odsiedzeniu politycznych wyroków. Poza tym, choć
oczywiście żadne to usprawiedliwienie, nazwisko Brzechwy w
biografii Urbanka pojawia się w całkiem szacownym gronie, także w
okresie obejmującym Polskę Ludową. Wreszcie weźmy pod uwagę, że
jako prezes ZAiKS-u Brzechwa pomagał finansować różne inicjatywy
polskiego oddziału Pen Clubu, do którego zarządu także należał.
To dzięki niemu ukazywało się wydawane po angielsku i francusku
pismo promujące na świecie polską literaturę. Moim zdaniem takie
działanie ma swoją wagę i powinno być docenione.
Biografia Urbanka pozwala
odkrywać Brzechwę, nawet nie na nowo, ale w ogóle, biorąc pod
uwagę, że w potocznej świadomości jest on kojarzony tylko z
wierszami dla dzieci. I to nawet czasami nie ze swoimi, co zdarzało
mu się jeszcze za życia i co umiał przyjąć z humorem. Mariusz
Urbanek nie poszedł na łatwiznę, lepiąc życie Brzechwy z
anegdotek i wspomnień. Owszem i one pojawiają się w jego książce,
ale najważniejszym punktem odniesienia do osoby Brzechwy pozostaje
urozmaicona, różnej jakości twórczość, głównie satyryczna
oraz działalność publiczna. Tym bardziej cenne, że Urbankowi i
tak udało się pokazać poetę jako człowieka z rozlicznymi
zaletami i słabościami, nie zawsze mającego rację, ale za to
potrafiącego się z siebie śmiać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz