sobota, 19 października 2013

Jerzy Sadecki, Ambasador




Jerzy Sadecki, Ambasador, wyd. Agora SA

Nagle przypomniałam sobie, skąd znam nazwisko Jerzego Bahra. To jego złapała za nos córka Mariusza Wilka, który opisał tę scenę i ambasadorskie odwiedziny w „Lotem gęsi”, swojej ostatniej książce. Emerytowany obecnie ambasador odpłacił się mieszkającemu na północy Rosji pisarzowi, wspominając go w rozmowach z Jerzym Sadeckim, które zaowocowały powstaniem książki „Ambasador”. To wystarczająco świadczy, jak bujam w obłokach (i w książkach), skoro nie kojarzę osoby Bahra z katastrofą smoleńską, o czym szumnie zapowiada okładka „Ambasadora”. Szczerze mówiąc, nie był to temat, który mnie skłonił do przeczytania tego wywiadu. Wręcz się go obawiałam. Niepotrzebnie. Nawet bez porównań rzuca się w oczy, że wypowiedzi Bahra są wyważone i pełne elementarnej przyzwoitości. Bardzo rzeczowe, gdy wyjaśnia krok po kroku, czego był świadkiem (czekał w Smoleńsku z delegacją na przylot prezydenckiego samolotu), dlaczego podjął pewne decyzje i co oznaczały konkretne zachowania strony rosyjskiej. Dalsza lektura „Ambasadora” uświadomiła mi, że Jerzy Bahr jest człowiekiem z zasadami zawsze i po prostu, nie tylko w przypadku tragedii. Unikającym oskarżeń, chełpliwości i przerzucania winy. Z trzeźwym osądem, nie zasłaniającym się interesem żadnej partii i traktującym poważnie służbę Polsce. Znamienne, że osobę Jerzego Bahra doceniło dwóch prezydentów, można powiedzieć, że światopoglądowo stojących po różnych stronach barykady – Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński.
Lista miejsc, w których Jerzy Bahr pracował jako polski dyplomata i urzędnik państwowy, jest długa i imponująca – Bukareszt, Kijów, Królewiec, Wilno, Moskwa, a nawet Aszchabad w Turkmenistanie. Nie były to miejsca do końca przypadkowe, gdyż Jerzy Bahr, będąc jeszcze uczniem szkoły średniej, samodzielnie uczył się języków ukraińskiego, rumuńskiego i litewskiego (oprócz angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego). Za potrzebą ich poznania stało silne pragnienie zgromadzenia jak największej wiedzy o sąsiadach Polski i mniejszościach narodowych oraz dotarcia do sedna specyfiki krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Otwarty umysł, przeświadczenie wyniesione z domu, że „ci po drugiej stronie też mogą mieć rację” i że wielokulturowość jest czymś ważnym, a zarazem delikatnym – to piękny fundament u kogoś, kogo działalność zawodowa polegała przede wszystkim na reprezentowaniu Polski za granicą i utrzymywaniu stosunków dyplomatycznych.
W rozmowie Jerzego Sadeckiego z Jerzym Bahrem jest wszystkiego po trochę – życie prywatne, ale bez przekraczania granic intymności, obserwacje z czasów emigracji w Austrii i Szwajcarii, kontakty z nietuzinkowymi ludźmi i politykami (nie tylko polskimi), pobyty na kolejnych placówkach, pułapki i ciekawostki wiążące się z zawodem dyplomaty, opinie na temat stosunków Polski z ościennymi państwami i - dla mnie najciekawsze – na temat mentalności naszych sąsiadów. Szczególnie dużo miejsca poświęcone zostaje pobytowi na Litwie, Ukrainie i w Rosji, którą były ambasador w Moskwie postrzega jako szczególnie wymagającego partnera. A nawet – cokolwiek byśmy myśleli na temat Rosjan i ich gospodarzenia – fantastycznie i dużo lepiej niż my przygotowanego w pewnych strategicznych dziedzinach. Słowem ta książka jest kopalnią interesujących informacji, spostrzeżeń i twierdzeń dla każdego, kogo intryguje wschód Europy i żyjący tam ludzie. Zwłaszcza, że Jerzy Bahr dokonywał obserwacji ze szczebla niedostępnego dla przeciętnego obywatela.

P.S. Tak na marginesie - zastanawiam się, czy Jerzemu Bahrowi nadal przysługuje miejsce w szwajcarskim schronie atomowym?

3 komentarze :

  1. Mnie się Bahr właśnie ze Smoleńskiem kojarzy. A szkoda, bo to ciekawa postać z tego, co widzę. Może pora wyrobić sobie nowe skojarzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. fascynacja Rosją i Litwą drzemie we mnie głęboko więc to dla mnie a widziane oczyma ciekawego człowieka - koniecznie do przeczytania! Hasło Smoleńsk jednak odstrasza.

    OdpowiedzUsuń