Richard Phillips, Stephan
Talty, Kapitan na służbie, tłum. Piotr Grzegorzewski i Marcin
Wróbel, wyd. Wydawnictwo Otwarte
Nie dziwię się, że
Ameryka oszalała na punkcie kapitana Phillipsa. Trudno nie podziwiać
i lubić kogoś, kto przypomina zupełnie zwyczajnego faceta z
sąsiedztwa. Richard Phillips uratował swoją załogę przed
nieobliczalnymi bandytami. A jednak blask jupiterów nie namieszał
mu w głowie i po wszystkich okropnościach, jakie przeżył, nadal
pomaga żonie ściągać pranie ze sznurka. W dodatku uważa, że
chroniąc swoich ludzi, spełnił po prostu swój obowiązek. To
prawda, że jest coś ujmującego w takim postawieniu sprawy.
Książka „Kapitan na
służbie”, którą Richard Phillips napisał wspólnie z Stephanem
Taltym, nie tylko przybliża dramatyczne chwile, które stały się
udziałem całej załogi kontenerowca „Maersk Alabama”, a
szczególnie jego kapitana. Niejako przy okazji (chociaż jest to
moim zdaniem starannie przemyślany ruch) jest wglądem w osobiste
życie Richarda Phillipsa. Nasz bohater opisuje swoją codzienność,
w której niebagatelną rolę odgrywa jego żona Andrea. Wspomina,
jak z chłopaka z problemami stał się oficerem marynarki handlowej.
Opisuje swoje pierwsze rejsy i kapitanów, których nigdy nie
chciałby naśladować, w końcu – swoje metody pracy z ludźmi
odizolowanymi przez kilka miesięcy od rodzin. Zanim dojdziemy do
rozdziału, w którym somalijscy piraci opanują „Maersk Alabama”,
będziemy dość dobrze zorientowani, jak wygląda praca na wielkim
kontenerowcu. Poznamy nawet dokładny rozkład pomieszczeń statku
oraz procedury bezpieczeństwa obowiązujące na pełnym morzu. Każdy
rozdział rozpoczyna się fragmentem raportów lub analiz dotyczących
porwań w Zatoce Adeńskiej, przez którą transportuje się
większość ropy naftowej wydobywanej na Półwyspie Arabskim (i
przez którą płynął „Maersk Alabama”). W ten sposób autorzy
podsycają napięcie i uświadamiają, że zagrożenie może nadejść
w każdej chwili. I tu spotkało mnie małe rozczarowanie,
niezawinione zresztą przez kapitana Phillipsa.
Przyzwyczaiłam się
przemierzać kraje i kontynenty (nie dosłownie, oczywiście) z
książkami pisanymi przez rasowych reporterów, którzy rozgryzają
przyczyny lokalnych problemów poprzez bezpośrednie doświadczenie i
obserwacje, rozmowy z miejscowymi oraz pogłębione studia nad
historią i geopolityką danego regionu. To dlatego w „Kapitanie na
służbie” zabrakło mi szerszego potraktowania problemu
somalijskiego piractwa, zwłaszcza wskazania jego przyczyn. Kapitan
Phillips ogranicza się tylko do stwierdzenia, że Somalijczycy po
prostu wolą przynoszące większe zyski piractwo od tradycyjnego,
nie tak dochodowego połowu ryb. I tyle. Trzeba mieć świadomość
przed sięgnięciem po tę książkę, że przede wszystkim jest ona
relacją z rejsu, który niemal nie skończył się tragedią. Opisem
krok po kroku, jak kapitan Phillips wykiwał uzbrojonych bandytów
(bardzo pomysłowo!), a potem spędził w ich towarzystwie kilka dni
na niewielkiej przestrzeni, dręczony przez nich psychicznie i
fizycznie, świadomy, że być może zginie z ich rąk. Te momenty są
najbardziej pełne napięcia, nawet gdy wiemy, że wszystko dobrze
się skończyło, że Richard Phillips przeżył, został ogłoszony
bohaterem i napisał tę książkę. Ale zanim dojdziemy do happy
endu, wyraźnie widać, że niewiele brakowało, by Phillips został
pierwszym zamordowanym przez somalijskich piratów Amerykaninem.
Całość czyta się
dobrze, nawet mimo tego specyficznego amerykańskiego entuzjazmu,
którym przesycona jest relacja autora. Co do książki, powiem tak:
wyszło rzeczowo, szczerze, z odpowiednią dozą skromności i
optymizmu, a to dzięki osobie kapitana Phillipsa, który wplótł w
tę opowieść zadowolenie z własnego życia, poczucie obowiązku i
dumę z bycia oficerem marynarki handlowej. Nawet jeśli kapitanowi w
pisaniu dopomógł Stephan Talty, to i tak jest to przede wszystkim
jego historia.
PS. Na podstawie książki
powstał film „Kapitan Phillips” z Tomem Hanksem w roli głównej.
Nie jest to mój klimat : /
OdpowiedzUsuń"Kapitan na służbie" to połączenie literatury wspomnieniowej z powieścią akcji. To oczywiście nie musi każdemu odpowiadać.
UsuńWłaśnie skończyłam czytać, niezła książka :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, fakt. Bardzo filmowa. Nie dziwię się, że ją zekranizowano.
Usuń