czwartek, 28 listopada 2013

Robert Muchamore, Agenci Hendersona. Dzień Orła




Robert Muchamore, Agenci Hendersona. Dzień Orła, tłum. Bartłomiej Ulatowski, wyd. Egmont

Agenci Hendersona” to kolejna młodzieżowa seria, którą szczerze polubiłam. Przede wszystkim za to, że nie zakłamuje istoty wojny, nie gloryfikuje jej i nie pokazuje jako pięknej, bohaterskiej przygody, która zawsze się dobrze kończy. Z tego zresztą względu jest zalecana przez wydawcę (i słusznie!) czytelnikom powyżej 12 roku życia. Poza tym pokazuje świat, w którym brak elektronicznych gadżetów i cudownych mocy (czyli atrybutów wszystkich superbohaterów, którzy mają nieograniczony limit na ratowanie świata i ludzi oraz 100% przeżywalność). Zamiast nich potrzebny jest starannie przemyślany plan działania, a jeszcze bardziej – łut szczęścia, by wszystko zadziałało zgodnie z nim. Oba są niezbędne, gdy stawką jest życie. Robert Muchamore dorzuca do tego wszystkiego jeszcze element nieprzewidywalności, bywa że jego bohaterów zaskakują niekiedy konsekwencje pewnych czynów i zachowań. Jak tego chłopaka, który obsikał niemiecki samochód. Lub spadochroniarza z angielską czekoladą w kieszeni. Albo dziewczynkę, która polubiła sympatycznego niemieckiego wartownika, chociaż powinna go nienawidzić. To, co normalne lub niewinne w czasach pokoju (a czasem i zwyczajnie głupie i szczeniackie), podczas wojny może nabrać zupełnie innej rangi, a nawet ściągnąć na głowę śmiertelne niebezpieczeństwo.
Tytułowi agenci Hendersona to starsze dzieciaki i nastolatki, które przez przypadek znalazły się pod opieką agenta brytyjskiego wywiadu, który utknął we Francji po wejściu niemieckich wojsk. Henderson bynajmniej nie zamierza wykorzystywać podopiecznych do dywersyjnych zadań, okazuje się jednak, że bez ich pomocy nie opuści z nimi francuskiego wybrzeża. „Dzień Orła”, druga część cyklu po „Uciekinierach”, opowiada właśnie o tych wydarzeniach. Przy okazji przedstawia całą prawdę o niemieckiej okupacji. Przywykliśmy myśleć, że tylko w Polsce i w Rosji miała ona tragiczny wymiar, że gdzie indziej, zwłaszcza we Francji, było dużo lepiej. I z pewnością tak było. Niemniej książka Muchamore'a dobitnie udowadnia, że to „lepiej” bynajmniej nie oznaczało braku brutalności, pogardy, natychmiastowych represji i rabunkowego traktowania podbitego państwa. Także gdy dotyczyło nieletnich.
Niesamowite jest to, jak Robert Muchamore ubrał tę całą wiedzę w atrakcyjną formułę powieści przygodowej, nie zatracając przy tym prawdopodobieństwa przedstawionych zdarzeń. Jak zachowując prawdę o wojnie, nie przekroczył granic dobrego smaku, nie zaczął epatować okrucieństwem, chociaż też nie ukrywał jego istnienia. Jego powieść to kawał dobrej roboty, która być może wzbudzi u młodych czytelników zainteresowanie historią. A już na pewno przykuje ich na kilka godzin do fotela (lub innego miejsca, w którym lubią czytać). Mnie przykuła :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz