Kamil Janicki, Upadłe
damy II Rzeczpospolitej. Prawdziwe historie, wyd. Znak
Po tej książce
zrozumiałam dlaczego wciąż uparcie mnie ciągnie do powieści
kryminalnych Marka Krajewskiego. Dlaczego je czytam, chociaż
odstręczają nadmiernie wybujałym, czasem nawet i chorobliwym
erotyzmem, nie miewają praktycznie nic wspólnego z poczuciem
sprawiedliwości i z przejrzystością. Sprawy półświatka zbyt
łatwo przenikają do życia bohaterów Krajewskiego, czy jest to
Edward Popielski z Lwowa czy Eberhard Mock z Breslau. „Upadłe damy
II Rzeczpospolitej” (podobnie jak kryminały Krajewskiego)
rozwiewają w nicość miłe nam przekonanie o dawniejszych, lepszych
czasach, kiedy nie było panoszącego się chamstwa, ludzie żyli po
bożemu, sądy działały szybko i sprawnie, a dziennikarze kierowali
się misją społeczną i etyką. Na pewno przedwojenne lata
cechowała niespotykana już elegancja – to mój pierwszy wniosek
po lekturze „Upadłych dam”. Czy ktoś dzisiaj tak pięknie
napisałby list, domagając się zapłaty za nieujawnienie
niewygodnej prawdy, jak zrobiła to pewna poznańska szantażystka?
Nie sądzę. Ale trzeba pamiętać, że ta wytworność i galanteria
bywała niekiedy tylko fasadą, za którą toczyło się życie nie
mające z tymi pojęciami nic wspólnego.
Pisząc o przedwojennych
zbrodniarkach, Janicki wybrał siedem spraw sądowych, które szeroko
odbiły się echem w całej Polsce. Celowo pominął głośny
przypadek Gorgonowej, który doczekał się nawet ekranizacji
(wspomniał o niej tylko we wstępie), a skupił się na tych już
niemal zapomnianych. Kobiety, których los opisuje autor, wywodziły
się z różnych warstw społecznych, różne też były ich
przewiny. Bywały bezpośrednimi sprawcami, ale też i zwykłymi
pionkami, idealnymi kandydatkami na kozły ofiarne. Znalazła się
wśród nich dzieciobójczyni i prawdziwa księżniczka,
szantażystka, która nie potrzebowała pieniędzy, a nawet główna
bohaterka największej afery korupcyjnej II Rzeczpospolitej, która
zmarła w dziwnych okolicznościach na długo przed wydaniem wyroku.
Autor każdą sprawę
stara się przedstawić krok po kroku, jak najszerzej. Rekonstruuje
je na podstawie licznych źródeł, zwłaszcza przy pomocy ówczesnych
artykułów prasowych, sięga też po protokoły i orzeczenia sądowe
(przynajmniej te, które przetrwały wojenne lata), posiłkuje się
literaturą historyczną. Luki uzupełnia własnymi domysłami i
wnioskami, ponadto używa fabularyzowanych scen do wprowadzenia w
temat. Przez to unika suchości stylu, a nam pozwala na bycie niemal
świadkami kluczowych momentów, od których zaczynało się
śledztwo, a następnie proces. To wszystko sprawia, że ta gruba
skądinąd książka bardzo szybko się kończy. W dodatku Kamil
Janicki nie szczędzi nam smaczków epoki, takich jak np. podawanie
przez gazety dokładnych adresów i nazwisk podejrzewanych osób,
inne traktowanie (i karanie) osób ustosunkowanych lub zamożnych niż
tych wywodzących się z niższych warstw społecznych czy
powszechnie panująca hipokryzja i obłuda, które umożliwiały
niemal bezkarność sprawców (patrz: siatka pedofilska w Poznaniu).
Przez to wszystko obraz dwudziestolecia międzywojennego traci swój
blask, przypominając nam, że i wtedy ludźmi targały silne
namiętności, próżność i chciwość nie były wcale rzadziej
spotykane, a w rodzinach trafiały się czarne owce.
PS. Autor nie uważa
swojej książki za pracę naukową, a przedstawioną ocenę postaci
opiera na własnym osądzie.
zdecydowanie książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńokładka świetna!
Nie wiem, czy sama bym ją przeczytała od deski do deski, ale na prezent dla kogoś mi bliskiego - byłaby świetna. Muszę to przemyśleć:)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się ją czyta, więc grunt, by tematyka odpowiadała zainteresowaniom :)
UsuńOjj, czekam na nią od premiery i mam nadzieję, że niedługo wpadnie w moje ręce. Zdecydowanie odpowiada moim zainteresowaniom, podobnie jak reszta serii. (:
OdpowiedzUsuńDoskonale to rozumiem. Ja mam ochotę na "Dziewczyny wojenne" :)
Usuń