Yoko Ogawa, Miłość na marginesie, wyd. W.A.B.
Yoko Ogawa udowadnia, że wielkie dramaty nie muszą rozgrywać się w huku bomb. Mogą zaczynać się wtedy, gdy palce ukochanej osoby przestają nam przekazywać zwyczajową dawkę czułości. Gdy kończy się pewien etap życia, a my jeszcze nie zdążyliśmy tego zauważyć. Ani zaakceptować nowego rozstania. To wtedy nasze ciało może zacząć strajk, tak jak to się przydarzyło bohaterce „Miłości na marginesie”. Któregoś dnia budzi się ona i nie słyszy nic poza grą na flecie. Wszelkie głośne dźwięki stają się problemem. Rozmowy, praca, bycie wśród innych - wręcz wykluczone. To tak, jakby pomiędzy światem a młodą kobietą jako bariera stanęły jej własne uszy. Skoro niczego nie słychać w normalny sposób, być może trzeba nastawić wewnętrzne ucho na swoje potrzeby, otworzyć się na wspomnienia, pozwolić płynąć czasowi innym tempem, także wstecz.
Język autorki jest przezroczysty, niczego nie ukrywa. Krótkie, proste zdania opisują świat takim, jakim widzi go bohaterka. Barwy, kształty, a nawet zapachy wszystkich drobnych i większych otaczających ją przedmiotów. Chwile, gdy siedzi ona owinięta kocem i je ciastka. Kolor herbaty z cytryną. Aparat słuchowy Beethovena. Dłonie stenografa, który spisuje jej historię. Padający śnieg, który paraliżuje na pewien czas miasto. Mimo tych tak konkretnych szczegółów wciąż jesteśmy blisko naszej bohaterki. Blisko jej lęków, tęsknot, teraźniejszych przeżyć, fascynacji i wspomnień. Wrażenie to potęguje jeszcze bardziej narracja w pierwszej osobie.
„Miłość na marginesie” to opowieść o stanie zawieszenia, podczas którego omija nas normalny rytm codzienności. Bez pracy, bez stałych zajęć, bez krzątaniny i pośpiechu. Bez względu na to, czy ich brakuje, czy nie człowiek w takiej sytuacji zostaje zmuszony do konfrontacji z samym sobą. Bohaterka książki Yoko Ogawy w końcu dociera do wspomnień o swoje dawnej miłości – tak ważnej niegdyś, tak pięknej i zepchniętej w niepamięć... I nie chodzi o to, czy ją to odkrycie uleczy, ale o to, że w końcu może być ona w pełni sobą.
Ta powieść porusza jakąś czułą strunę. A przecież na pozór nie dzieje się w niej zbyt wiele. I myślę, że chociaż tak ochoczo podkreśla się odmienność kulturową Japończyków, jej treść będzie tak samo ujmująca pod każdą szerokością geograficzną. A może to po prostu Japonki są inne?
Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz