czwartek, 15 grudnia 2011

I tylko spokój...


Roma Ligocka, Księżyc nad Taorminą, wyd. Wydawnictwo Literackie

Ten zbiorek felietonów ma w sobie coś z ulotności światła księżyca. Może dlatego, że chociaż wyrastają one z konkretnych miejsc i sytuacji, są tylko punktem wyjścia dla refleksji. Tomik zaprasza do poznania wewnętrznego życia kobiety wrażliwej i wyczulonej na podskórny rytm codzienności. A ponieważ nie ma nic za darmo, ta wrażliwość została okupiona nieporadnością w zetknięciu z brutalnością czy chamstwem. Te ostatnie przewijają się rzadko w tekstach, nie są pretekstem do narzekań, a raczej do rozmyślań, spostrzeżeń i porównań. Co jest tym ciekawsze, że Roma Ligocka mieszkała w wielu miastach, podróżowała po świecie, miała do czynienia z różnymi sposobami myślenia i odnoszenia się do siebie nawzajem. Autorka przy pomocy słów potrafi przekazać nam esencję bycia z innymi ludźmi, bez względu na to, czy współpracowała z nimi na gruncie zawodowym, była (i jest) blisko prywatnie, a może tylko przez przypadek była świadkiem czyjejś rozmowy na plaży. Książki takie, jak „Księżyc nad Taorminą” są jednocześnie bardzo osobiste, a z drugiej strony nie przekraczają granic intymności, nie służą do wywalania na wierzch wszystkich życiowych brudów. Kto spodziewa się sensacji, nie powinien po nią sięgać. Jej cechami rozpoznawczymi są subtelność i wyciszenie. Całość nie ma zbyt wielkiej objętości, a krótkie rozdziały dotykają różnorodnych spraw. I dobrze. Chwila oddechu jest niezbędna w codziennym życiu, ale nadmiar spokoju też może zmęczyć. Dla mnie „Księżyc nad Taorminą” jest takim maleńkim przerywnikiem, po którym znowu mogę wrócić do siebie. Takim zachwycającym, literackim kawałkiem raju.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz