Maja Lidia Kossakowska, Grillbar Galaktyka, wyd. Fabryka Słów
Kossakowska z fantazją funduje nam przelot przez niemal cała galaktykę – od jej centrum po odległe rubieże. Dzięki niej zaznamy przyjemności poznania kogoś nowego przez potrząśnięcie jego dłonią, łapą czy odnóżem. Włochate lub gładkie, z odwłokami lub dwiema parami rąk. Albo z wyobraźnią, dzięki której potrafią przebywać pustkę kosmosu bez pomocy techniki (brawa za wyjaśnienie fenomenu Luke'a Skywalkera!) .Wszechświat Kossakowskiej jest bogaty w różnorodne, inteligentne formy życia. Niektóre z nich specjalizują się w pomnażaniu majątku, inne wolą gangsterkę i nielegalne interesy. Wszystkie jednak - poza formami kamiennymi - łączy pasja jedzenia i delektowania się smakiem. Oczywiście pasja ta jest uzależniona od zasobności portfela i pod tym względem świat Kossakowskiej nie różni się zbytnio od realnego. Najlepsze restauracje mają w specjalnych przewodnikach kometki, których liczba określa, czy klient trafi do drogiej, ale serwujące wykwintne dania knajpy, czy do jej przeciwieństwa. Posługująca się językiem międzygalaktycznym kosmiczna brać żywi się wieloma niezwykłymi specjałami. Zwłaszcza, że każda planeta ma swój własny kulinarny styl i niepowtarzalne składniki. I oczywiście, nie wszystko się nadaje dla każdej rasy. Co jednemu sprawi kulinarną rozkosz, innego – zabije.
Kosakowska świetnie wykorzystuje nasze wyobrażenia o o dalekiej przyszłości. Nie istniejemy sami we wszechświecie. Jeśli jeszcze tego nie wiemy, to tylko dlatego, że stara Ziemia leży na skraju galaktyki. Mimo różnic pochodzenia potrafimy się z sobą dogadać i stworzyć potężną unię międzygalaktyczną ze jej standardami i przepisami. Tych zresztą jest aż tyle, że nie wszystkie są sensowne czy mądre. Zdarza się więc, że obywatele kosmicznej wspólnoty starają się je obchodzić na tyle, na ile to możliwe. Najnowszy zagraża tradycyjnemu jedzeniu, restauracjom i ich pracownikom...
„Grillbar Galaktyka” to porządna, napisana z lekkością fantastyka przygodowa, która gwarantuje dużo uciechy. Opowiada o wielkim, galaktycznym spisku i wplątanym w niego wbrew swojej woli szefie kuchni Hermosie Madridzie Ivenie. Herm to sympatyczny facet. Zdecydowany, lojalny wobec przyjaciół, obdarzony talentem kulinarnym, który nie raz ratuje mu i jego kumplom skórę. A że książka jest cudownie gruba, o ich przygodach możemy czytać naprawdę długo. Zależy oczywiście, kto ile ma czasu. Dla tych, co mają go więcej, może okazać się zdecydowanie za krótka.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz