piątek, 7 października 2011

Tam, gdzie ludzie władają magią


Nik Pierumow, Brylantowy miecz, drewniany miecz, t. 1, wyd. Fabryka Słów

Zazwyczaj fantasy kojarzy się z baśnią i przygodą. Bywa, że nie brak w niej odniesień do rzeczywistości czy złych charakterów. Pierumow jednak wydaje się iść o wiele dalej. Nakreślił wizję świata tak pełnego okrucieństwa, manipulacji, niesprawiedliwości i poniżenia, że aż zapiera dech. To świat po wielu wojnach między ludźmi a Danu, elfami, krasnoludami i innymi rasami. Żadna ze stron nie ma czystych rąk, nie jest bardziej szlachetna od innych, chociaż oczywiście większe współczucie należy się przegranym, w tym wypadku nieludziom. Nawet oni są traktowani nierówno – jednych zabija się i ściga bez litości, innym pozwala się żyć, ale na jałowych terenach, gdzie nie chcą mieszkać ludzie, pozostałym jeszcze nadaje się niewielkie, ale zawsze, prawa obywatela Imperium. Magią władać mogą tylko i wyłącznie ludzie, zwłaszcza czarodzieje skupieni w kilku zakonach tak zwanej Tęczy. To oni tak naprawdę rządzą, knują intrygi, zachowują dla siebie najmniejszy nawet okruch władzy i wiedzy.

Powieść to kilka wątków, kilku bohaterów, pomiędzy losami których bardzo długo nie dostrzegamy powiązań. Na pewno tym, co ich łączy jest nienawiść do magów z zakonów Tęczy. Z tym, że nie każdy ma możliwość przeciwstawienia się im. Niewolnica Danu o imieniu Agata i młody Imperator są mimo różnych warunków bytowych tak naprawdę w tym samym, żałosnym położeniu – zależni od innych i aż nazbyt boleśnie tego świadomi. Każdą ze swoich postaci autor traktuje z taką samą uwagą, oszczędnie wyjawia fakty z jej przeszłości, a tym samym coraz bardziej budzi nasze zainteresowanie dalszym przebiegiem akcji. Śledząc dzieje Agaty, Imperatora, szpiega Fessego oraz Tavi, jej „brata” z Wolnych i krasnoluda Sirdiego, towarzyszy nam przeczucie, że sytuacja musi się zmienić, że ich działanie wpłynie na koleje ludzkiego Imperium i da upragnioną wolność. Taką nadzieję budzi też proroctwo z pierwszych stron powieści, chociaż trudno szukać do niego odniesień w tekście. Bo Pierumow wie, jak zarzucić przynętę. To, że w przepowiedni jest mowa o dwóch braciach, nie znaczy, że pojawią się oni zaraz na drugiej stronie. Trudno uwierzyć, że autor na co dzień pracuje jako biolog molekularny i biofizyk, a pisarstwo jest dla niego zajęciem dodatkowym. Warsztatem udowadnia biegłość w posługiwaniu się językiem i w budowaniu napięcia. Nie wyjaśnia od razu wszystkiego, dawkuje wiedzę o stworzonej przez siebie rzeczywistości. A ta jest bardzo skomplikowanym, wielobarwnym tworem, gdzie przeszłość ma kolosalny wpływ na teraźniejszość i wciąż trwa zakulisowa walka o władzę i przetrwanie.

Podoba mi się aura tajemniczości i niejednoznaczność zarówno akcji, jak bohaterów. I to, że kibicujemy tym, którzy stojąc na przegranej pozycji, próbują coś zmienić. A ich działania nie są dla nas oczywiste, bo my rzecz jasna nie żyjemy tam, gdzie używa się czarów, ożywia trupy, chroni się przed Śmiertelną Ulewą i gdzie pewne szczególne drzewo raz na sto lat ofiarowuje pełny magicznej mocy miecz, co tak sugestywnie opisuje Pierumow.

Koniec tomu pierwszego pozostawia wyraźny niedosyt. I chociaż mógłby ktoś powiedzieć, że książek o nieludziach, magach i artefaktach jest sporo, to łamaniem stereotypów, sposobem napisania i oryginalnością podejścia do tematu „Brylantowy miecz, drewniany miecz” wyróżnia się na ich tle na plus.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz