Jacek Piekara, Miecz aniołów, wyd. Biblioteka Akustyczna
Jeśli lubicie mroki średniowiecza, w „Mieczu aniołów” znajdziecie je na pewno. Tłok na ulicach pełnych rzadko myjących się ludzi, cnotliwych dam, których przeznaczeniem jest donieść wianek przed ołtarz i tych, które go straciły z biedy oraz wartko płynących cuchnących rynsztoków. W ustach przechodniów widać poczerniałe pieńki zamiast zębów. Karczmy, które skupiają ówczesne życie towarzyskie, w ofercie mają skwaśniałe wino i rozwodnione piwo dla plebsu. Tu można stracić życie za pochlapanie płaszcza szlachcica i tu właśnie upadek żonglera wzbudza większy zachwyt gawiedzi niż jego kunszt. Oczywiście jest jeszcze wiara w formie żarliwszej i bardziej zobowiązującej niż ta, którą znamy w dwudziestym pierwszym wieku. Tak bardzo głęboka, że podczas przedstawienia pasyjnego aktorzy grający łotrów i rzymskich legionistów mogą serio stracić życie. Oczywiście, muszą być i ci, którzy tej wiary bronią. Jak na przykład inkwizytorzy Świętego Oficjum, którzy w ogniu stosu oczyszczają zbłąkane duszyczki i wysyłają je prosto do nieba.
Jacek Piekara opisuje świat pełen brutalności, ale nią nie epatuje. Lubi nas postraszyć możliwościami inkwizytorów poprzez wypowiedzi Mordimera Madderdina, swojego głównego bohatera i inkwizytora rzecz jasna, który nie raz, nie dwa podkreśla swoją łagodność obyczajów i czułe powonienie. Pełną ludzkiej zawiści, głupoty, nędzy i chciwości rzeczywistość widzimy właśnie jego oczyma. Ten zabieg pozwala nam śledzić nieubłaganą logikę myśli Mordimera, jego cynizm i trzeźwy rozsądek, które przydają mu się podczas rozwiązywania przeróżnych zagadek i tajemnic. Jednych zadań podejmuje się jako broniący wiary inkwizytor, innych po to, by podratować skromny budżet. Zręczną rozmową potrafi wyciągnąć zeznanie, aluzją skłonić do posłuchu, a inteligentnym pochlebstwem uratować nie tylko swoją skórę. Tymczasem jego własny podręczny zestaw narzędzi tortur pozostaje bardzo często nieruszony.
Ponieważ nudny byłby taki wszystko wiedzący bohater, bywa, że i Mordimera Madderdina zaskoczy przebieg wydarzeń, wpadnie w jakieś tarapaty lub ku własnemu zaskoczeniu poczuje do kogoś większy sentyment (na pewno nie miłość!). Albo będzie miał do czynienia z osobami, które podważą jego inkwizytorskie kompetencje. Ponieważ w świecie, gdzie cesarz rządzi pospołu z ojcem świętym, jest duży popyt na władzę nad ludzkimi duszami. Ci, którzy przywykli myśleć o inkwizytorach najgorsze rzeczy, z opowiadań Piekary wyciągną wniosek o ich dyscyplinie w dążeniu do ustalenia stanu faktycznego oraz znajomości ludzkiej psychiki, która pozwala oddzielić pogłoski i plotki od prawdy. Na tle inkwizytorów inni „naprawiacze świata” wydają się partaczami, nawet jeśli posiadają stosowne pełnomocnictwa, odpowiednio mocne plecy i przekonanie o nieomylności.
Głos Janusza Zadury, który odczytuje kilka opowiadań zawartych na płycie audiobooka „Miecz aniołów”, idealnie oddaje osobowość Mordimera Madderdina i pozwala lepiej go sobie wyobrazić podczas różnego rodzaju perypetii. Lektor odpowiednią modulacją głosu wciela się w różne postacie przewijające się przez historie o Madderdinie i nie pozwala się im się zlać w jedno. Zarówno to, jak i treść „Miecza aniołów” powodują, że opowieści Jacka Piekary słucha się z zachłannością i niechętnie zostawia na później następny fragment nagrania, które trwa prawie 14 godzin.
Za audiobook dziękuję wydawnictwu Biblioteka Akustyczna
Trzecie wydanie książkowe nakładem wyd. Fabryka Słów
Jacek Piekara według mnie pisze niesamowite powieści, jednak ja dalej jestem fanką książek papierowych... chociaż jeśli niedługo oślepnę przez to, że tak dużo czytam to zapewne audiobooki mi się przydadzą :D
OdpowiedzUsuńJa też myślałam kiedyś, że nie przyzwyczaję się do audiobooków, że będę przy nich odpływać myślami... Okazało się, że świetnie się sprawadzają przy wszelkich pracach domowych typu sprzątanie czy prasowanie. Czas szybciej upływa i jest przyjemniej :)
OdpowiedzUsuń