środa, 26 października 2011

Prawdziwy bohater



Jerónimo Tristante, Zagadka ulicy Calabria, wyd. Noir sur Blanc

Zagadka ulicy Calabria”, której akcja rozgrywa się pod koniec dziewiętnastego wieku w Barcelonie, jako powieść posiada kilka zalet. Jednak jako kryminał nie wnosi niczego nowego do gatunku. Jerónime Tristante sięga po klasyczną formułę i prezentuje nam rzeczywistość widzianą poprzez narratora, w którego zasięgu znajduje się najpierw policjant z Madrytu, Víctor Ros, a potem tak zwany artysta umysłu, Maximus Aeternum.

Víctor Ros to przedstawiciel wymarłego już rodzaju głównych bohaterów kryminału. Przyzwyczailiśmy się do utalentowanych detektywów, policjantów lub prawników, którzy albo mają problemy psychiczne, albo są rozwodnikami, nie potrafią porozumieć się z najbliższymi czy też nadużywają środków odurzających, słowem ciągną za sobą jakąś życiową klęskę. Víctor natomiast jest ideałem. To kochający ojciec i mąż, który docenia inteligencję żony i jej poparcie dla sprawy sufrażystek. Jako policjant interesuje się najnowszymi osiągnięciami naukowymi i stara się je wykorzystać w śledztwach. A jako obywatel uważa wszechobecną nędzę za skandaliczny stan rzeczy, który powinien ulec zmianie. Tristante chyba sam wyczuł, że jego bohater jest tak szlachetny, że aż za mało wiarygodny – stąd przypomnienie, że w dzieciństwie Víctor kradł, a jako student razem z kolegą wrzucił dla zabawy do fontanny dwie prostytutki. Tym jeszcze, co kojarzy się ze dawnym typem powieści, jest skłonność Víctora Rosa do celowego nieujawniania przyjaciołom (i nam!) wszystkich swoich zamysłów. To zabieg, który trąci myszką. Na początku zaciekawia nawet dalszym ciągiem, później – po prostu irytuje.

Całkowitym przeciwieństwem policjanta z Madrytu jest Maximus Aeternum. To najoryginalniejsza postać barcelońskiej bohemy, która gardzi porządkiem, policją i chętnie brata się z półświatkiem, skuszona jego nielegalnymi możliwościami. Max pojawia się w trakcie powieści niespodziewanie i rozgryzanie jego roli nie jest trudne, chociaż nie jest ona aż tak oczywista.

Sama fabuła rozwija się interesująco od pewnego banalnego porwania dla okupu, które niespodziewanie staje się częścią grubszej afery związanej z pedofilią, tajemnymi obrzędami i morderstwami dzieci, zwłaszcza dziewczynek. Tym jednak, co staje na drodze niezłomnego Víctora Rosa, są nie tyle złoczyńcy, co władze pragnące uchronić zamożnych i wpływowych obywateli przed sądem, a siebie przed odpowiedzialnością. Problem niesprawiedliwości społecznych przewija się zresztą przez całą powieść. Z jednej strony zestawiono poczucie krzywdy robotników harujących po dwanaście godzin bez przerwy, podczas gdy ich dzieci pozbawione są szkoły i opieki, a z drugiej przesądy, fanatyzm religijny, hipokryzja i poczucie bezkarności wobec prawa – to wszystko musiało zaowocować Republiką, wojną domową w Hiszpanii i rządami generała Franco. Tło obyczajowe zostało więc nakreślone bardzo dokładnie, chociaż sam Víctor Ros jest postacią bardzo postępową, bliską nam w przekonaniach i typie wrażliwości. Natomiast Max jest dzieckiem swojego czasu. Jako przedstawiciel cyganerii artystycznej buntuje się przeciw zakłamanej obyczajowości w oryginalny, niespotykany już sposób.

W „Zagadce ulicy Calabria” prócz sensacji znajdziemy także garść ciekawostek o Barcelonie i parę odniesień do hiszpańskiej polityki owego czasu. Na szczęście tych ostatnich jest zaledwie kilka, ponieważ dla czytelnika spoza Hiszpanii są one zbyt niejasne i są to fragmenty, które ciężko się czyta. Na pewno wśród zalet książki znajduje się dobry pomysł na intrygę, która cudownie się gmatwa, ociera o grozę i nie daje samodzielnie rozwikłać się przed zakończeniem. A w końcu to w literaturze sensacyjnej jest najważniejsze. Chciałoby się tylko, żeby Víctor Ros jako policjant nie był aż taki nieskazitelny. Ale cóż – to tylko takie moje życzenie rodem z 21. wieku.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Noir sur Blanc.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz