Åsa
Larsson, Burza słoneczna, tłum. Beata Walczak-Larsson, wyd.
Wydawnictwo Literackie
Są w powieściach Åsy
Larsson takie fragmenty, podczas czytania których przypomina mi się
stół w domu mojej babci. Zapełniony książkami, kalendarzami z
niepowydzieranymi kartkami, szpulkami nici, guzikami, pestkami dyni w
lśniących łupinkach i innymi drobiazgami. Widzę jak wśród tych
przedmiotów pyszni się trochę obdarte z emalii zielone żelazko,
poniemiecki olbrzym, o którym długo myślałam, że jest na duszę,
a ku mojemu rozczarowaniu miało z tyłu pordzewiałą wtyczkę.
Wyglądam przez okno, słyszę gruchanie gołębi, a za sobą mam jej
milczącą i kojącą obecność.
U babci zawsze czułam się
bezpieczna. Tak samo, jak Rebeka Martinsson - prawniczka i główna
bohaterka Larsson – czuła się u swojej. To aż nieprawdopodobne,
jak szwedzka autorka oddaje emocje, które niesiemy w sobie od
najwcześniejszych lat w dorosłość. A ja lubię, kiedy dana
historia uderza w jakąś czułą strunę i przywołuje uczucia,
które nie mają bezpośredniego związku z fabułą i o których
sądziłam, że nie przetrwały próby czasu. Zdarza mi się to
często właśnie podczas czytania kolejnych tomów opowiadających o
Rebece Martinsson i dalekim, północnym zakątku Szwecji w okolicach
Kiruny, gdzie starsi ludzie mówią fińsku i gdzie przyroda wciąż
ma więcej do powiedzenia niż człowiek. A przynajmniej wymusza
respekt.
Chociaż powieści Åsy
Larsson należą do literatury kryminalnej, wątkami obyczajowymi i
psychologicznym zacięciem znacznie wykraczają poza ten gatunek. Już
trzykrotnie zostały docenione przez Szwedzką Akademię Kryminału,
a pierwszy tom – „Burza słoneczna” właśnie - doczekał się
ekranizacji (w roli głównej wystąpiła Izabella Scorupco).
Ponieważ udało mi się przeczytać wszystkie obecnie wydane tomy
(paradoksalnie pierwsza część trafiła w moje ręce na końcu),
mogę powiedzieć, że Åsa
Larsson jest autorką, która do końca podtrzymuje napięcie, a co
najważniejsze - nigdy nie powtarza pomysłów. Prozie Larsson nie
można zarzucić schematyzmu, a jej największym bogactwem jest silny
ładunek emocjonalny. Jest on powiązany głównie z dzieciństwem, a
także z okresem dojrzewania głównej bohaterki. Nie zawsze niesie
on ze sobą pozytywne konotacje, ale paradoksalnie daje Rebece siłę,
by stawiać czoło bieżącym problemom, także osobistym, by chronić
innych i dociekać prawdy.
„Burza słoneczna”
opowiada o powrocie w rodzinne strony i mierzeniu się z nie zawsze
łatwymi wspomnieniami. Rebeka zostawia sztokholmską kancelarię i
jedzie pomóc dawnej przyjaciółce, obdarzonej dziecinnym urokiem,
nieporadnej Sannie, podejrzanej o zamordowanie brata, jednego z
pastorów Kościoła Źródła Mocy. Wiktor, który przeżył
głębokie i szczere nawrócenie po wypadku samochodowym, został
okrutnie zabity w swoim kościele. Wewnętrznie krucha Rebeka
profesjonalnie podejmuje się obrony Sanny. Jednak akcja książki
nie rozgrywa się na salach sądowych i nie zawsze jest pokazywana
tylko z punktu widzenia Rebeki. Która znowuż musi uporać się z
tęsknotą i wstydem, do których nie wracała przez lata spędzone w
Sztokholmie.
W ujęciu Åsy
Larsson więzy rodzinne naznaczają ludzi na resztę życia. Są
źródłem wewnętrznej siły, ale mogą też krępować i tłamsić,
gdy są powiązane z obojętnością, wyrachowaniem lub źle
rozumianą troską. Autorce udało się to znowu pięknie pokazać, w
sposób pozbawiony szablonowości i płytkości. Innymi, właściwymi
już tylko „Burzy słonecznej” tematami są kwestia wiary i
głębokie zaufanie wobec powszechnie uznanych autorytetów oraz brak
odwagi, by im się przeciwstawić. Jak widać Larsson opiera głębszą
warstwę swoich powieści na całkowicie niekryminalnych wątkach. I
za to bardzo cenię sobie jej pisarstwo. Przez to także tęsknie
wyglądam książek z jej nazwiskiem na okładce, zastanawiając się,
czego tym razem dowiem się o Rebece i o sobie, czym mnie zaskoczy?
Do tej pory udawało jej się to świetnie.
Cykl o Rebece Martinsson:
1. Burza słoneczna
2. Krew, którą nasiąkła
3. I tylko czarna ścieżka
4. Aż gniew twój
przeminie
5. W ofierze Molochowi
Cykl bardzo interesujący, ja mam już za soba dwie pierwsze części i czekam na to co dalej :) Jestem tu pierwszy raz, ale zostanę na pewno na dłużej :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :) Zapraszam :)
UsuńA ja jeszcze nie czytałam niczego Åsy Larsson, choć co jakiś czas takie recenzje przypominają mi, że jej książek mi brakuje w osobistym rankingu skandynawskich kryminałów:) Muszę zapamiętać, żeby się nimi zainteresować, kiedy troszkę zapomnę czym kryminały pachną. Bo ciągle jeszcze mam objawy przejedzenia tym schematem;)
OdpowiedzUsuńPS imię Sanna jest urocze:) Własnie odkryłam, że to szwedzkie zdrobnienie od Zuzanny, ładnie:)
Ładnie :) Nie miałam pojęcia. Co to Larsson - ona lubi się schematom wymykać :) Ma szczególny stosunek do starszych ludzi, życia na dalekiej Północy, a nawet psów, które czasami stają się pełnoprawnymi bohaterami jej powieści.
UsuńJestem w grupie tych, którzy po wielu latach namiętnego czytania ponownie sięgnęli po ten gatunek dzięki A. Larsson, o której dowiedziałam się na Twoim łowisku Aniu, dzięki za to.
OdpowiedzUsuńBardzo proszę - dla mnie jej proza również była ważnym odkryciem :)
Usuń