Alice Munro, Za kogo ty
się uważasz?, tłum. Elżbieta Zychowicz, czyta Anna Gajewska, wyd.
Biblioteka Akustyczna
„Za kogo ty się
uważasz?” to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Alice
Munro, zeszłoroczną noblistką. Spotkanie to o tyle okazało się
nietypowe, że dokonało się przy pomocy audiobooka, który oferuje
specyficzną formę przyswajania treści. Wymaga innego rodzaju
skupienia, a jednocześnie pozwalana na wykonywanie banalnych,
codziennych czynności, co ja akurat bardzo wysoko sobie cenię.
Słuchanie książki zamiast jej czytania może wydobyć z niej
niespodziewanie dodatkowy walor, co w przypadku „Za kogo...?”
potwierdziło się w stu procentach.
Słuchając historii Rose
odkryłam, że Alice Munro jest urodzoną gawędziarką. Z najzwyklejszych kolei życia potrafi wysnuć pozbawioną
sentymentalizmu opowieść, w której łatwo przychodzi odnaleźć
odbicia własnych przeżyć. Niekiedy wstydliwych, czasem śmiesznych,
ale ważnych, bo naszych od początku do końca. Należących do tego
rodzaju doświadczeń, z których się nie zwierzamy, a bez których
bylibyśmy niepełni. Munro tak o nich opowiada, tak magnetyzuje
słowami i opisami, że łapałam się na tym, że zamiast od razu
przejść do dalszych, jeszcze nieznanych rozdziałów, z głęboką
przyjemnością wsłuchiwałam się ponownie w te z początku płyty.
Co zdarzyło mi się po raz pierwszy od czasu, kiedy słucham
książki! Czy to kwestia stylu? A może tylko tej historii?
Przekonam się przy następnych książkach Munro.
Tu mała uwaga odnośnie
lektorki Anny Gajewskiej. Zazwyczaj wolę w tej roli mężczyzn –
ot, przyzwyczajenie z dzieciństwa, gdy w telewizji tylko panowie
robili podkład do filmów. W wypadku „Za kogo...?” od początku
nic mi nie zgrzytało, nie przeszkadzało. Głos Anny Gajewskiej od
razu stał się dla mnie głosem Rose, obdarzonym równie
zniewalającym urokiem, co umiejętność Munro do wydobywania ze
spraw przeciętnych czegoś niepowtarzalnego.
Weźmy choćby życiorys
Rose. Można go skrócić do ledwie kilku zdań: po urodzeniu została
osierocona przez matkę, chodziła do okropnej szkoły, potem
studiowała, bogato wyszła za mąż, rozwiodła się, zrobiła
karierę, bywała na przyjęciach. W tym ujęciu wydaje się
pospolity, nieciekawy, gubi wśród innych. Dopóki autorka nie
zaczyna odmalowywać go po swojemu. Czyli płynnie przechodzić od
naturalistycznych szczegółów do bujnej wyobraźni Rose, świata
jej przeczuć i realnych sytuacji, na które nie przygotowały jej
ostrzeżenia zapobiegliwej macochy Flo. Ta swoboda stylu, ta finezja w łączeniu świata zewnętrznego z wewnętrznym podbiły mnie bez reszty. Dlatego „Za kogo ty się
uważasz?” uważam za początek wielkiej przygody, która nazywa
się Alice Munro. Wiem, że nie odpuszczę żadnemu jej tytułowi!
Fragment do wysłuchania:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz