Caroline Lawrence,
Tajemnice Dzikiego Zachodu. Sprawa trzech desperado, tłum. Maciejka
Mazan, wyd. Egmont
Czytając „Sprawę
trzech desperado” żałowałam, że moje dziecko już na tyle duże,
że samo czyta sobie książki. Wiem, że obydwoje mielibyśmy duży
ubaw podczas wspólnej lektury, a mój umysł nie wyłączałby się
podczas niej automatycznie, co czasami zdarzało się w przeszłości,
gdy czytana przeze mnie na głos powieść sprawiała frajdę tylko
dziecku. Przede wszystkim dawno już nie miałam do czynienia z
historią, która rozgrywa się na Dzikim Zachodzie. Caroline
Lawrence nie traci czasu na długie opisy, ale w trakcie akcji
wprowadza czytelników w specyfikę tego miejsca. W jej książce
występują groźni rozbójnicy, między miastami – które potrafią
powstać w ciągu kilku dni - kursują dyliżansy, a konnych kurierów
dopiero niedawno wyparł najnowszy wynalazek – telegraf. Indianie
napadają podróżnych, a większość kobiet to tzw. upadłe anioły,
które próbują wyciągnąć pieniądze od górników pracujących w
kopalniach złota i srebra. Niestety, inny kolor skóry niż biały
zazwyczaj nie budzi szacunku, ale autorka przedstawia to w taki
sposób, że takie postępowanie budzi niechęć i zdziwienie.
Zwłaszcza że jej bohater/bohaterka, dwunastoletnie dziecko imieniem
Pinky, jest półkrwi Indianinem/Indianką i dobrze wspomina swoją
indiańską mamę. Tak, jak i przybranych rodziców – uczciwych,
kochających i religijnych (ale nie świętoszkowatych). Tych Pinky
traci za sprawą bandytów, którzy chcą przejąć jego/jej
indiański woreczek na leki. Zawartość tego woreczka i tajemnica
związana z pochodzeniem prowadzą Pinky do dużego górniczego
miasta, a następnie do kopalnianego szybu, w którym rozpoczyna się
akcja książki. Po drodze Pinky spotyka wiele barwnych postaci, z
których mało która jest jednoznacznie zła. Przy tym, kryjąc się
przed bandziorami, Pinky często się przebiera, a my w pewnym
momencie uświadamiamy sobie, że nie wiemy, czy Pinky to chłopak
czy dziewczynka. Autorka bardzo sprytnie wykorzystuje ten fakt, a ja
- zanim jeszcze doszłam do momentu, w którym wszystko staje się
jasne - próbowałam ją przyłapać na najmniejszej choćby sugestii
dotyczącej płci bohaterki/bohatera. Nie udało mi się.
„Sprawa trzech
desperado” to pierwszorzędna powieść przygodowa dla dzieciaków,
oferująca niespodziewane zwroty akcji i pozytywne przesłanie, że
chociaż na świecie zdarzają się niekiedy okrutne rzeczy, a ludzie
nie zawsze stają na wysokości zadania, można wyjść cało z
opresji. Nawet gdy ma się tylko 12 lat, a do tego problem z
rozpoznawaniem emocji u innych osób. Z tym ostatnim Pinky również
sobie poradzi. A my trzymamy za niego/nią kciuki do ostatniej
strony!
PS. Swojemu dziecku już oczywiście podrzuciłam :)
No nie! Nie dość, że wydaję za dużo na książki dla siebie, to jeszcze muszę na wnuka? Miej litość kobieto i już w tym miesiącu oszczędź biedną, emerytalną babcię- przecież tej recenzji się nie oprę.
OdpowiedzUsuńNa pociechę - w najbliższym czasie nie planuję recenzji z literatury dziecięcej ;) Ale, o ile się orientuję, pojawiła się już druga część "Tajemnic Dzikiego Zachodu".
Usuń