niedziela, 25 sierpnia 2013

Peter Wilhelm, Zakład pogrzebowy przedstawia!




Peter Wilhelm, Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś, tłum. Marcin Ościłowski, wyd. Wydawnictwo Academicus, cena ok. 30 zł

Śmierć w naszej kulturze jest tabu. Nie lubimy o niej myśleć, nie lubimy o niej mówić. A to sprawia, że niewiele wiemy na temat osób, które mają z nią styczność z racji wykonywanego zawodu, a jeszcze mniej – czym dokładnie zajmują się na co dzień. Książka Petera Wilhelma to zbiór wybranych tekstów z jego bloga, przybliżających pracę w tak szczególnym miejscu jak zakład pogrzebowy. Tak się składa, że Peter Wilhelm jest właścicielem takiego przedsiębiorstwa, dlatego jego wiedza o funkcjonowaniu tego miejsca pochodzi z pierwszej ręki. Ba, potrafi on podać ją w naprawdę zajmujący sposób, nie tracąc przy tym nawet na moment szacunku wobec zmarłych. Chociaż bywa, że zżyma się na żywych, którzy o nim zapominają.
Każdy rozdział opatrzony jest krótkim wprowadzeniem, które sygnalizuje, jaki będzie jego temat przewodni. Jak się okaże, przedsiębiorstwo pogrzebowe, kojarzone ze spokojem i atmosferą wyciszenia, rzadko takie bywa. Śmierć wytrąca rodzinę zmarłych z równowagi, do głosu dochodzą zadawnione urazy, ból bywa zbyt wielki... Nie będę ukrywać – parę razy wzruszyłam się do łez. „Zakład...” nie jest jednak ciężką, przygnębiającą lekturą. Większość jego tekstów niesie pozytywne przesłanie. Część jest podszyta humorem sytuacyjnym, który zawsze będzie się pojawiać, dopóki nie zastąpią nas roboty (polecam rozdziały o świerszczach i zepsutym odtwarzaczu CD). Niektóre zaś nie mają związku (lub tylko w niewielkim stopniu) z ceremoniami pogrzebowymi, jak np. ten o rodzinie Nigeryjczyków, gdy ważniejsze okazały się potrzeby żywych. Zawód przedsiębiorcy pogrzebowego w opisie Petera Wilhelma nie jest nudny ani jednostajny. Wymaga wyczucia, taktu, pewnej wiedzy psychologicznej, a niekiedy – stanowczości. Oraz respektowania woli rodziny i pewnej elastyczności, która na przykład umożliwi kilkudziesięciu rockersom na motorach uczcić pamięć zmarłego kolegi. Że o ceremonii pogrzebowej pary gejów nie wspomnę. Książka Petera Wilhelma uświadomiła mi nie tyle, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy (to już byłby banał!), ale że istnieje wiele możliwości na okazanie miłości i pożegnania się po raz ostatni z kimś, kogo kochamy. Nie wiem tylko, czy są one dopuszczalne w Polsce. Podejrzewam, że nie.
Styl Petera Wilhelma jest prosty i bezpośredni. W końcu jest przedsiębiorcą pogrzebowym, nie zawodowym pisarzem. Niemniej podejrzewam, że zdarzające się niekiedy w tekście toporne zdania nie są jego zasługą. Bywały strony i bez nich (choć głowy nie dam, bo czasami lektura mocno mnie wciągała), ale trafiały się i takie, których po prostu nie rozumiem – np. „Pani Olugulade z minuty na minutę jest coraz bardziej rozpraszana” (s. 80, aż się prosi, by zapytać przez kogo?) albo „Z szarfą może się zejść do południa, ponieważ chce na niej coś wyhaftować” (s. 130). Nie sprawdzałam specjalnie, czy przecinki są na swoich miejscach ani nie szukałam na siłę literówek, ale kilka błędów rzuciło mi się w oczy. Np. „trawił w próżnię” zamiast „trafił”. I jeszcze problem z odmianą - „... miejsce dla pedofilii i samobójców”. Cóż, pedofilia jest zjawiskiem, którego nie można pogrzebać na cmentarzu, w przeciwieństwie do pedofilów. I tak uważam, że najgorsza jest wspomniana wcześniej toporność poszczególnych zdań. Szkoda, bo książka jest naprawdę bardzo ciekawa, a one niepotrzebnie psują efekt.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz