Maria Wiernikowska, Oczy
czarne, oczy niebieskie. Z drogi do Santiago de Compostela, wyd.
Wydawnictwo Zwierciadło, cena ok. 35 zł
Maria Wiernikowska
przypomina mi kota-włóczęgę, który sam wybiera swoją drogę,
robi, co chce i jak chce, nie starając się przypodobać nikomu. Jej
postawa tak samo irytuje, co intryguje. Czytanie „Oczu
czarnych,...” było dla mnie jak próba sił – odkładałam tę
książkę, obrażałam się na nią, nie rozumiałam, jak tak można
albo dlaczego, a potem wsiąkałam w nią z powrotem na wiele stron.
Do następnego zgrzytu. Aż w końcu zrozumiałam – Maria
Wiernikowska nie jest z tych, co uwodzą czytelnika, podsuwają
gładkie słówka i zręczne zdania. Kiedy uważa, że ma rację –
obwieszcza to całemu światu tonem kategorycznym, nie znoszącym
sprzeciwu. Znajduję w tym tonie ślady zmęczenia i wielkiego
wścieku, który także mi czasem każe wygrażać światu i ustawiać
wszystkich po mojej myśli, nieważne, że tylko w mojej głowie. Od
tej pory wiem, że albo przyjmę jej osobę taką, jaka jest, albo...
Tylko, że odłożenie „Oczu czarnych,...”, już tak na dobre,
nie wchodziło w grę. Spodobał mi się swoisty miszmasz tej bardzo
osobistej, reporterskiej przygody, którą zapoczątkował przypadek
i która uparcie nie chciała zakończyć się czymś znaczącym.
Maria Wiernikowska to
dziennikarka, reporterka, specjalistka od konfliktów zbrojnych w
najbardziej zapalnych punktach świata. Tym razem znalazła się na
jednym z najstarszych szlaków pielgrzymkowych w Europie. Camino,
droga św. Jakuba, prowadzi prosto do Santiago de Compostela. Ale
dopiero z artykułu w gazecie turystycznej dowiaduję się, że tych
szlaków jest kilka. Nie wiem, którym z nich podąża Wiernikowska,
która rzadko podaje nazwy miejscowości, jeszcze rzadziej przytacza
ciekawostki i nie czaruje anegdotkami. Jej codzienność to droga,
mijani ludzie, krajobrazy, przydrożne noclegi, radość ze smaku
pomidora i nurtujące pytanie – dlaczego kwiaty mają kolory? To
wycieczki w przeszłość, historie osobiste i rodzinne, opowiadane
bez skrępowania, za to czasem w trzeciej osobie dla większego
dystansu. Bywa, że bez wchodzenia w szczegóły tak bardzo, że
ludzie, których wspomina autorka zostają zredukowani do imienia czy
inicjału. Tych fragmentów jest sporo, niektóre nawet są bardzo
szczere i odważne, ale na próżno przyjdzie nam ulepić z nich
jakąś spójną biografię. A jednak jako całość ta książka to ciekawa
proza, chociaż momentami niełatwa i wymagająca odmiennego
podejścia, niż jesteśmy przyzwyczajeni.
„Oczy czarne, oczy
niebieskie” nie przypominają mi żadnego innego dziennika drogi.
Trudno go porównywać czy szukać punktów stycznych z jakąkolwiek
książką. Pewne jest, że napisała go kobieta nietuzinkowa. Warto
spojrzeć na świat jej oczami.
Wiernikowska - tyle wystarczy! Biorę!
OdpowiedzUsuń