wtorek, 5 lutego 2013

Wolf Kielich, Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy


 
Wolf Kielich, Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy, seria: Fortuna i fatum, wyd. W.A.B.

Podróżniczki” zdumiały mnie i wprawiły w zachwyt! Ta książka opowiada o kilkunastu kobietach - niebanalnych, wytrwałych, pełnych fantazji i ciekawych świata. Którym nie straszny był upał lub zimno, choroby, brud, pot oraz... podejrzenia o brak moralności! To ostatnie było bodaj najpoważniejszym zastrzeżeniem, z jakim musiały się liczyć, ponieważ w 19. wieku i jeszcze na początku 20. największym dobrem kobiety była jej reputacja, którą gwarantowały odpowiednie zachowanie i właściwe rozrywki. A do tych na pewno nie należało szukanie źródeł Nilu, brodzenie po pas w bagnach ani mieszkanie pośród łowców głów. Do tego jeszcze, o zgrozo!, najprawdopodobniej w spodniach!

Na przykładzie bohaterek Wolfa Kielicha jak na dłoni widać, kto pisał dotąd historię odkryć przyrodniczych, antropologicznych i geograficznych. Mimo że część podróżniczek znacząco przyczyniła się do wzbogacenia współczesnego im stanu wiedzy, wydawała książki, a niektóre prowadziły poważne badania naukowe, ich nazwiska i koleje losu były dla mnie taką samą terra incognita, jak dla nich środkowa Afryka. Uczciwie muszę jednak przyznać, że za życia cieszyły się pewną sławą i uznaniem, choć jednej z nich nie przyjęto w poczet Royal Geographical Society ze względu na płeć.

Wolf Kielich z dbałością o szczegół nakreślił sylwetki kobiet różniących się od siebie motywacją i sposobem bycia. Niektóre marzyły o przygodach, inne miały do wypełnienia misję lub pchał je do przodu głód wiedzy. Albo po prostu ambitnie chciały być pierwsze. Na pewno większość z nich łączyła finansowa niezależność, która pozwalała na swobodne rozporządzanie czasem bez oglądania się na krewnych i znajomych. Co ciekawe, tylko jedna z nich uważała się za feministkę. Dla pozostałych prawa kobiet nie były tak palącą sprawą, jak np. możliwość odkrycia nowego gatunku motyla lub problemy, jakie niosła ze sobą ekspansja białego człowieka na tereny zamieszkałe przez rdzenne plemiona. I tylko jedna z nich była stuprocentowo antypatyczną, nieprzyjemną, egoistyczną osóbką.

Autor zazwyczaj jest pełen sympatii dla opisywanych przez siebie postaci, ale nigdy nie rezygnuje z rzeczowości. Gdy zdarza mu się wypełniać domysłami luki w wiedzy o swoich bohaterkach, zawsze nas o tym informuje. Jego książka ma ten walor, że opiera się na fragmentach dzienników i listów. Lecz skupia się nie tylko na konkretnych wydarzeniach i ciekawostkach, ale przedstawia również poglądy i opinie podróżniczek, ich radości oraz chwile ciężkiego zwątpienia.

Dzięki jego pracy na zawsze utkwił w mojej pamięci obraz Niny Mazuchelli wyruszającej na zdobycie Himalajów w bucikach na wysokich obcasach. Mary Slessor, pierwszej kobiety mianowanej brytyjskim wicekonsulem, budzącej szacunek nawet w potarganej sukience, z jednym z uratowanych przez siebie czarnych niemowląt na ręku. Daisy Bates, która może nie zaznała osobistego szczęścia, ale za to ocaliła od zagłady kulturę Aborygenów. Idy Pfeiffer, która jak na porządną Austriaczkę przystało, najpierw odchowała dzieci, a dopiero potem wyruszyła w świat. Mary Kingsley, która głośno upominała się o prawa Afrykanów i której życie uratowała... spódnica z grubej wełny. Lub Florence Baker kupionej na bułgarskim targu niewolników przez angielskiego dżentelmena.

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

6 komentarzy :

  1. O i o takich kobietach chętnie poczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też na pewno poszukam tej książki, zaciekawiła mnie odkąd pojawiła się w zapowiedziach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sama okładka ma w sobie to COŚ, prawada?

      Usuń
  3. Znakomita recenzja. Gratuluję. Teraz poszukam książki:)

    OdpowiedzUsuń