poniedziałek, 4 lutego 2013

Don Winslow, Savages. Ponad bezprawiem



Don Winslow, Savages. Ponad bezprawiem, tłum. Rafał Śmietana, Literanova, wyd. Znak

Przywykliśmy do amerykańskich produkcji, w których dobro niekoniecznie leży po stronie urzędowej. Don Winslow w powieści „Savages” idzie jeszcze dalej, angażując w konflikt wyłącznie bohaterów działających poza prawem. A jednak nie trudno zauważyć różnicę pomiędzy kartelem narkotykowym - bezwzględnie podporządkowującym sobie handlarzy marihuany i zwalczającym podobne mu ugrupowania - a działalnością Bena. Tego Bena, który opłaca swoim dilerom ubezpieczenie, a wiedzę wyniesioną ze studiów wykorzystuje do hodowli dobrej jakości, pozbawionego szkodliwych domieszek narkotyku. Bena, który z plecakiem znika na kilka miesięcy, by nieść z innnymi wolontruszami pomoc w krajach Trzeciego Świata. I którego nigdy nie interesowało rozszerzenie swojej działalności czy zwiększenie zysków przy pomocy przemocy. Ta oczywiście bywa nieunikniona, lecz celem Bena jest ograniczenie jej do minimum. To zresztą działka Chona, byłego komandosa, który lepiej niż Ben rozumie brutalne reguły walki o przetrwanie. Trzecią osobą w tym układzie jest Ofelia, beztroska dzieczyna z bogatego domu, którą z Benem i Chonem łączy niekonwencjonalna miłość. To właśnie z nią są związane jedyne momenty obyczajowe w „Savages”, które znajdziemy w sytuacjach pokazujących stosunki dziewczyny z jej matką, Bako. Obie żyją w świecie dostatnim, bezpiecznym, ale też i pozbawionym głębszego sensu i ambicji. Z tym, że Ofelia roztacza jeszcze wokół siebie urok świeżości i młodości, któremu ulega się mimo woli.

Tematem tej powieści nie jest kwestia uzależnień i związanych z nią nędzy, chorób oraz problemów społecznych. Autor kieruje naszą uwagę na brutalność przestępstw towarzyszących narkobiznesowi. W tekście wyczuwalne jest zawoalowane pytanie o sensowność zakazu uprawy i handlu marihuaną, skoro brak legalności pociąga za sobą więcej szkód i powoduje eskalację przemocy. A bynajmniej nie zmniejsza konsumpcji tego miękkiego narkotyku. Wzorcowe postępowanie Bena jest dobrowolne i zgodne z jego światopoglądem. Czy nie byłoby lepiej, gdyby stało się normą? I zyskało ochronę prawną państwa? Tego samego państwa, które – przytaczam to za Winslowem – swego czasu wspierało powstawanie nowych pól makowych po meksykańskiej stronie, przyzwyczajając tamtejszą ludność do czerpania zysków z tego typu upraw.
 
Winslow tak zręcznie prowadzi akcję swojej książki, że z niecierpliwością oczekujemy kolejnego zwrotu w negocjacjach pomiędzy meksykańskim kartelem a firmą Bena. Krwawa konfrontacja wydaje się nieunikniona i zastanawiające jest, jak poradzą sobie z nią bohaterowie, szczególnie pokojowo nastawiony Ben. Autor do końca pozostawia nas w niepewności co do zakończenia. Z jednej strony kreśli sylwetki takich postaci, za którymi jesteśmy całym sercem (zatem nie mogązginąć!), z drugiej – zbyt dokładnie wyjaśnia powody takiego, nie innego postępowania Eleny, szefowej kartelu Bajo. Jej okrucieństwo i brak wahania w podejmowaniu decyzji to cena za bezpieczeństwo i życie jej rodziny. Ten ludzki rys budzi w nas rozterkę, bo wiemy, że Elena nie ma wyboru i nie może się cofnąć.

Winslowowi udaje się nas wciągnąć w tę historię, zaskoczyć i wzruszyć. Sprawić, że będziemy godzinami trzymali kciuki za Benem i jego przyjaciółmi. I o dziwo, za Eleną również. „Savages” to powieść sensacyjna, ale nie można odmówić jej wdzięku. Zdecydowanie należy do górnej półki w swojej kategorii!

. Zdecydowanie należy do górnej półki w swojej kategorii!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak.

PS. „Savages” to bestseller „New York Timesa” roku 2010. Książka posłużyła również za podstawę scenariusza filmu Olivera Stone'a.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz