Ignacio del Valle, Czas
obcych władców, tłum. Dorota Walasek-Elbanowska, wyd. Oficyna
Literacka Noir sur Blanc
Oślepiająca biel śniegu,
niewyobrażalny mróz, bezkształtne postacie Rosjan okutanych w jak
najwięcej warstw ubrań. Jest rok 1943. Front wschodni. Niemieckie
wojska wraz ze sprzymierzeńcami nie prą już zwycięsko na wschód,
ale jeszcze nie są bezwładną gromadą niedobitków, jeszcze
trzymają w szachu ogromne połacie Rosji i jej mieszkańców. To
czas, gdy Arturo Andrade z ochotniczej Błękitnej Dywizji z
Hiszpanii delektuje się widokiem i zapachem przesłanej z domu
pomarańczy. Arturo jest jednym z wielu Hiszpanów, którzy byli
gotowi walczyć do upadłego z komunistami, także po tym jak
rozprawili się z nimi w swojej ojczyźnie. Jest również byłym
inspektorem policji, którego sukcesy przekreślił jeden błąd.
Andrade dostaje szansę jako szeregowiec Błękitnej Dywizji.
Następną, gdy zaczynają ginąć hiszpańscy żołnierze.
Spektakularnie, krwawo, bez najmniejszej próby ukrycia śladów
zbrodni, co nie byłoby trudne w wojennych warunkach... Pokaleczone
ciała mają przyciągać uwagę. Mają budzić trwogę i być
ostrzeżeniem. Tylko dla kogo? I z jakiego powodu? Andrade ma trudne
zadanie. Stopień szeregowego nie daje mu wielkiej przewagi, co budzi
w nim głęboką frustrację. Nawet pomimo poparcia wyższego
dowództwa, podzielonego wzajemnymi antypatiami i poglądami
politycznymi. Do tego dochodzi przymus liczenia się z niemieckim
sojusznikiem, który wyraźnie traktuje Hiszpanów jako podrzędnego
uczestnika tej wojny.
Znalezienie sprawcy i
wyjaśnienie pobudek jego działania to zazwyczaj punkt kulminacyjny
powieści detektywistycznej. Jednak nie w przypadku „Czasu obcych
władców”. Odkrycie Andradego, choć napawające smutkiem i
zrozumieniem dla potrzeby sprawiedliwości, nie wywołuje takiego
wrażenia. Punkt ciężkości fabuły przesunięty jest na to, czego
Arturo Andrade – a my razem z nim - dowiaduje się podczas
prowadzenia śledztwa. W jego widzeniu codzienności hiszpańskich
żołnierzy uderza brak zapału i poczucia sensu. To skutki udziału
w obcej wojnie oraz surowego klimatu i stagnacji na froncie. Błękitna
Dywizja prowadzi drugie, podziemne życie, które czasem świadczy o
pragnieniu zabawy i tęsknocie za ciepłym, ludzkim ciałem, a kiedy
indziej o pogardzie i potrzebie nienormalnie mocnych podniet. Coraz
częściej powracają duchy przeszłości, echa wojny domowej. I to
może być najtrudniejsze dla polskiego czytelnika w tej powieści.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielka była przepaść pomiędzy
zwolennikami konserwatywnych rządów, których przywódcą stał się
generał Franco. W tekście co jakiś czas pojawiają się
odniesienia do frankistów, falangistów, karlistów itp., które są
oczywiste dla przeciętnego Hiszpana. Dla polskiego czytelnika są to
już mało znane szczegóły i niuanse. Niestety to one przesądzają
o zrozumiałości kryminalnej intrygi, która głównie odnosi się
do spraw związanych z polityką. I to jest bardzo duży minus tej
powieści.
Odnoszę wrażenie, że
wykorzystanie konwencji kryminału i powieści wojennej to dla del
Vallego tylko przykrywka dla pokazania głębokich podziałów między
Hiszpanami i skutków ich bratobójczej walki. Książka jest jednak
zbyt hermetyczna w odbiorze dla nie-Hiszpanów. Czytanie jej
przypomina błąkanie po omacku. To, co jej broni, to bardzo
plastyczne, sugestywne opisy wydarzeń, wśród których - jako jedną
z najbardziej poruszających - mogę wskazać scenę egzekucji
żołnierza oskarżonego o dezercję. Obawiam się, że to jednak za
mało...
Za książkę dziękuję
Oficynie Literackiej Noir sur Blanc.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz