czwartek, 31 stycznia 2013

Ignacio del Valle, Czas obcych władców



Ignacio del Valle, Czas obcych władców, tłum. Dorota Walasek-Elbanowska, wyd. Oficyna Literacka Noir sur Blanc

Oślepiająca biel śniegu, niewyobrażalny mróz, bezkształtne postacie Rosjan okutanych w jak najwięcej warstw ubrań. Jest rok 1943. Front wschodni. Niemieckie wojska wraz ze sprzymierzeńcami nie prą już zwycięsko na wschód, ale jeszcze nie są bezwładną gromadą niedobitków, jeszcze trzymają w szachu ogromne połacie Rosji i jej mieszkańców. To czas, gdy Arturo Andrade z ochotniczej Błękitnej Dywizji z Hiszpanii delektuje się widokiem i zapachem przesłanej z domu pomarańczy. Arturo jest jednym z wielu Hiszpanów, którzy byli gotowi walczyć do upadłego z komunistami, także po tym jak rozprawili się z nimi w swojej ojczyźnie. Jest również byłym inspektorem policji, którego sukcesy przekreślił jeden błąd. Andrade dostaje szansę jako szeregowiec Błękitnej Dywizji. Następną, gdy zaczynają ginąć hiszpańscy żołnierze. Spektakularnie, krwawo, bez najmniejszej próby ukrycia śladów zbrodni, co nie byłoby trudne w wojennych warunkach... Pokaleczone ciała mają przyciągać uwagę. Mają budzić trwogę i być ostrzeżeniem. Tylko dla kogo? I z jakiego powodu? Andrade ma trudne zadanie. Stopień szeregowego nie daje mu wielkiej przewagi, co budzi w nim głęboką frustrację. Nawet pomimo poparcia wyższego dowództwa, podzielonego wzajemnymi antypatiami i poglądami politycznymi. Do tego dochodzi przymus liczenia się z niemieckim sojusznikiem, który wyraźnie traktuje Hiszpanów jako podrzędnego uczestnika tej wojny.

Znalezienie sprawcy i wyjaśnienie pobudek jego działania to zazwyczaj punkt kulminacyjny powieści detektywistycznej. Jednak nie w przypadku „Czasu obcych władców”. Odkrycie Andradego, choć napawające smutkiem i zrozumieniem dla potrzeby sprawiedliwości, nie wywołuje takiego wrażenia. Punkt ciężkości fabuły przesunięty jest na to, czego Arturo Andrade – a my razem z nim - dowiaduje się podczas prowadzenia śledztwa. W jego widzeniu codzienności hiszpańskich żołnierzy uderza brak zapału i poczucia sensu. To skutki udziału w obcej wojnie oraz surowego klimatu i stagnacji na froncie. Błękitna Dywizja prowadzi drugie, podziemne życie, które czasem świadczy o pragnieniu zabawy i tęsknocie za ciepłym, ludzkim ciałem, a kiedy indziej o pogardzie i potrzebie nienormalnie mocnych podniet. Coraz częściej powracają duchy przeszłości, echa wojny domowej. I to może być najtrudniejsze dla polskiego czytelnika w tej powieści. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielka była przepaść pomiędzy zwolennikami konserwatywnych rządów, których przywódcą stał się generał Franco. W tekście co jakiś czas pojawiają się odniesienia do frankistów, falangistów, karlistów itp., które są oczywiste dla przeciętnego Hiszpana. Dla polskiego czytelnika są to już mało znane szczegóły i niuanse. Niestety to one przesądzają o zrozumiałości kryminalnej intrygi, która głównie odnosi się do spraw związanych z polityką. I to jest bardzo duży minus tej powieści.

Odnoszę wrażenie, że wykorzystanie konwencji kryminału i powieści wojennej to dla del Vallego tylko przykrywka dla pokazania głębokich podziałów między Hiszpanami i skutków ich bratobójczej walki. Książka jest jednak zbyt hermetyczna w odbiorze dla nie-Hiszpanów. Czytanie jej przypomina błąkanie po omacku. To, co jej broni, to bardzo plastyczne, sugestywne opisy wydarzeń, wśród których - jako jedną z najbardziej poruszających - mogę wskazać scenę egzekucji żołnierza oskarżonego o dezercję. Obawiam się, że to jednak za mało...

Za książkę dziękuję Oficynie Literackiej Noir sur Blanc.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz