środa, 16 stycznia 2013

A.F. Ossendowski, Pod smaganiem samumu. Podróż do Afryki Północnej



Antoni Ferdynand Ossendowski, Pod smaganiem samumu. Podróż do Afryki Północnej, seria „Podróże retro”, wyd. Zysk i S-ka

Za caratu spędził półtora roku w twierdzy. Przez Syberię, Mongolię i Chiny uciekał przed bolszewikami podczas wojny domowej w Rosji. Te wydarzenia stały się początkiem kariery pisarskiej, podróżniczej i dziennikarskiej Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Jego literacki dorobek jest tym bardziej imponujący, że pod względem liczby przekładów na języki obce ustępował jedynie powieściom Sienkiewicza (i do tej pory nikt inny nie zajął tego drugiego miejsca!), a jego książki w międzywojniu porównywano m.in. do prozy Kiplinga i Londona. Zagorzały antykomunista, autor bardzo krytycznej biografii Lenina, zmarł w 1945 roku pod koniec wojny. Kilka lat później nowe władze zarządziły wycofanie z bibliotek i zniszczenie wszystkich jego książek. Legalnie można było je wydawać dopiero po 1989 roku. Od kilku lat wydawnictwo Zysk i S-ka podejmuje się tego zadania w ramach serii „Podróże retro”.

Pierwsze wrażenie związane z „Pod smaganiem samumu” jest bardzo pozytywne. Książka ma grzbiet z materiału, solidną okładkę, kredowe, lśniące strony, wyraźne zdjęcia i... sporą wagę, w sam raz do ogłuszania różnej maści opryszków. Ponieważ żaden z nich akurat mi nie zagrażał, spokojnie wzięłam się do czytania tego reportażu o Algierii i Tunezji lat 20. ubiegłego wieku. I przyszło mi odkryć świat, który od dawna nie istnieje, chociaż od podróży Ossendowskiego nie minęło nawet sto lat... W jego książce północnoafrykańskie miasta, miasteczka i oazy wypełniają tłumy ludzi – kupców, rzemieślników, pobożnych pielgrzymów, kobiet z zasłoniętymi lub odkrytymi twarzami, umalowanych i palących tytoń. Żydowska mniejszość spokojnie mieszka obok Berberów, Arabów i Tuaregów. A i te grupy różnią się między sobą nie tylko pochodzeniem i zwyczajami, ale i wyznawaniem inaczej rozumianego islamu. Algieria zadaje się kwitnąć pod panowaniem Francuzów, gdy autor wymienia rodzaje drzew owocowych i rozmaitych upraw, które mija po drodze z jednej miejscowości do drugiej. Jednak przedmiotem zainteresowania autora są nie tylko dane statystyczne lub widoki z siedzenia pasażera samochodu.

Zbierane po drodze spostrzeżenia i opowieści zdradzają fascynację badacza, zbieracza legend i pasjonata historii połączoną ze zmysłem obserwacji podróżnika i myśliwego. Sądzę, że to ta mieszanka przesądziła o popularności książek Ossendowskiego, bo dawała przedsmak przygody, poruszała serca, a jednocześnie poszerzała horyzonty i dawała wiedzę o odległych zakątkach świata. Nie bez znaczenia był też styl samego pisarza – zbyt może kwiecisty na dzisiejsze gusta, ale w czasach, kiedy królowało radio, czytelnik dzięki niemu mógł z łatwością wyobrazić sobie zwiedzane przez Ossendowskiego miejsca, niemal zobaczyć mijane krajobrazy i uliczki pełne egzotycznych mężczyzn i kobiet. Mógł poczuć wzruszenie, czytając historię rzymskiego wodza, który pokochał miejscową kobietę, lub ciekawość podczas zaznajamiania się z przytoczonymi przez pisarza dowodami na wspólny być może rodowód plemion Tuaregów i mieszkańców Kaukazu. Ossendowski jako źródło podawanych rewelacji wskazuje napotkanych tubylców i Europejczyków, niekiedy powołuje się też na prace naukowe. Niektóre z jego opowieści, jak arabski sposób polowania na lwy, przypominają bajki wymyślane na poczet łatwowiernych turystów. Inne, jak te o wodzie pitnej, którą można znaleźć w trzewiach upolowanej antylopy, są praktycznymi wskazówkami survivalowymi. Te o tancerkach z plemienia Uled Nail odpowiadają wyobrażeniom o wschodnich namiętnościach i osobliwych obyczajach.

Słowo pisane Ossendowskiego wciąż potrafi czarować pod warunkiem, że akceptujemy jego poetyckość i uczuciową przesadę. To, czego mi zabrakło w „Pod smaganiem samumu”, to mapka z zaznaczoną trasą podróży autora i wstęp napisany przez jakiegoś specjalistę od Afryki Północnej, odnoszący się do przeszłej i obecnej sytuacji Algierii i Tunezji. Mimo tego relację Ossendowskiego czytało mi się bardzo dobrze.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz