poniedziałek, 21 maja 2012

Jak wykpić koniec świata?



Jakub Ćwiek, Kłamca. Kill 'em all, wyd. Fabryka Słów

Takiej właśnie książki trzeba, gdy umysł zbyt długo jest zajęty poważnymi myślami. „Kłamca ...” to odtrutka na śmiertelną powagę i branie wszystkiego przesadnie serio. „Kłamca. Kill 'em all” to kolejna część cyklu opowiadającego o końcu świata. I chociaż dzieje się tu naprawdę dużo - anioły walczą z demonami, a z Paryża pozostają tylko gruzy, po których grasują zombie polujące na nielicznych ocalałych – nastrój powieści jest raczej kpiarsko-żartobliwy niż dramatyczny. Nie ukrywam, że ponieważ w moje ręce trafił dopiero czwarty tom opowieści o Kłamcy, miałam momentami pewne trudności w rozeznaniu się, kto jest z kim i po co. Niemniej nie przeszkodziło mi to w dobrej zabawie!
Wydawać by się mogło, że w Apokalipsę będą zamieszane wyłącznie postacie kojarzące się z kręgiem kultury judeo-chrześcijańskiej. Jakub Ćwiek nie poprzestaje jednak na anielskich zastępach i książętach piekieł. W napisanej przez niego historii w uwięzieniu świętego Mikołaja biorą udział Samedi, bóstwo rodem z religii voodoo, oraz swojski, słowiański Światowid. Nie mówiąc już o tytułowym Kłamcy, czyli skandynawskim bóstwie pijaństwa i oszustwa, imieniem Loki. Żona Lokiego, Sygin, Eros i Bachus, archaniołowie Michał, Rafael i Gabriel – wszyscy zdają się doskonale znać, a bywa że i opowiadają się po tej samej stronie, choć z różnych pobudek. W tym doborowym towarzystwie nie zabrakło nawet czarodzieja Merlina oraz Tytani i Oberona, władców elfów, które w przeciwieństwie do romantycznego o nich wyobrażenia, są tak samo ambitne i próżne jak ludzie.
Tak więc skaczemy od bieguna północnego aż po Paryż, Nowy Jork, Izrael, Australię, piekło, dwór elfów i wnętrze czarodziejskiego drzewa na granicy dwóch światów. Wątki z różnych, nie tylko europejskich mitów to nie tylko dobrze przemyślany pretekst do wykorzystania bohaterów o mocach odbiegających od ludzkiej średniej. Zderzenia boskich istot z baśniowymi czy ludzkimi niesie ze sobą wiele możliwości, z których na pierwszy plan wysuwają się te o żartobliwym charakterze. Boscy bohaterowie Jakuba Ćwieka nie wymagają specjalistycznej wiedzy. Autor oparł pomysł swojej powieści na popkulturowych skojarzeniach, kiedy to znajomość literatury (nie koniecznie pięknej) jest tak samo ważna, jak filmowych hitów w stylu „Gwiezdnych wojen” czy produkcji Disneya. Tych odniesień jest tyle i sprawiają tak wiele uciechy, że aż się prosi, by Fabryka Słów zaproponowała konkurs dla czytelników na wskazanie jak największej ilości tego typu powiązań.
„Kłamca. Kill 'em all” to niebanalna, zabawna fantastyka napisana żywym językiem. Z akcją, której przebieg jest równie nieprzewidywalny, co dynamiczny. Gdzie nawet archanioł może spróbować taniej, acz efektownej sztuczki w stylu Lokiego, by osiągnąć swój cel. Trochę erotyki i dosłownie szczypta niepoprawności politycznej tylko dodają całości smaczku. I żeby nie było, że to powiastka dla dzieci – tu leje się krew i giną różne istoty. W końcu Apokalipsa to poważna sprawa, chociaż w ujęciu... mało poważnym!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

3 komentarze :

  1. Sama z marszu przeczytałam trzy wcześniejsze części Kłamcy. Jeśli część czwarta dorównuje pozostałym, to jest to pozycja idealna na "odmóżdżenie", relaks i zabawę z popkulturą. Nie uważam tego za literaturę ambitną ani nawet bardzo dobrą- sprawia przyjemność podczas czytania, a o to przecież chodzi? Przeczytam na pewno, jak tylko wpadnie w moje ręce :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę znajomości pierwszych części Kłamcy. Trudno mi ocenić, czy ostatni tom jest lepszy, gorszy czy trzyma poziom. Ale dał mi tyle dobrej zabawy, że polecam go jak najbardziej :. Zwłaszcza, że napisanie dobrej powieści rozrywkowej to też sztuka, której nie każdy potrafi podołać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, polecam! Mimo, iż Jakub Ćwiek nadużywa słów a motywy filmowe wykorzystuje w sposób bezczelnie odtwórczy, to całość pozwala na oderwanie się od rzeczywistości cyfr i praw oraz na odpoczynek. Zresztą... Przeczytałam cykl dopiero po kilku prelekcjach konwentowych. Przekonały mnie tłumy oraz sam autor-szołmen, który sam zatopiony jest w kulturze popularnej po czubek głowy ;)!

    OdpowiedzUsuń