środa, 7 listopada 2012

Bella z Montparnassu!



 
Izabela Czajka-Stachowicz, Dubo..., Dubon..., Dubonnet, wyd. 2, wyd. W.A.B.

Gdy inne panny i panie w latach 20. ubiegłego wieku biegały z jednych proszonych herbatek na drugie, Izabela Czajka-Stachowicz, powieściowa Bella, przesiadywała w paryskich kawiarniach u boku literatów i dziennikarzy, pozowała kolejnym malarzom i prowadziła życie głodne, za to pełne fantazji i wolne. Czajka-Stachowicz to w ogóle nietuzinkowa postać, której nazwisko – o mały włos! - mogliby znać tylko wnikliwi studenci historii sztuki czy filologii. Muza artystów, ich przyjaciółka, dzieląca z nimi upodobania i życie bez funduszy. Swobodne, chłonne i barwne, chociaż prowadzone na granicy ubóstwa. „Dubo..., Dubon..., Dubonet” jest już trzecią, wznowioną po ponad czterdziestu latach przez wydawnictwo W.A.B. książką tej autorki, która tak ochoczo w latach 50. i 60. wracała do lat młodości. Jej wspomnienia są tak pełne życia, świeżości spojrzenia i młodzieńczego zachwytu, jakby powstawały notowane na gorąco. Nie znam wcześniejszych „Nigdy nie wyjdę za mąż” i „Mażeństwo po raz pierwszy”. Przyszło mi poznać Bellę z Montparnassu – tak innego i odległego w czasie od zaśnieżonego Mokotowa i starszej pani po trzech zawałach, jaką w chwili pisania książki była autorka.

Tym, co uderza na każdej stronie „Dubo...”, jest radość i olśnienie. Zapachem paryskiego powietrza, tłocznymi miejskimi arteriami, morzem świateł, wielkomiejskim tętnem, zachodem słońca, błękitem nieba. Te wszystkie uczucia sąsiadują... z ssaniem w żołądku. Bella bowiem bez zgody tatusia opuściła Polskę, nie korzysta z jego pieniędzy, musi radzić sobie sama, a to sprawia, że liczy każdy grosz. Nie ona jedna. Jej znajomi - czy to artyści czy robotnicy, z którymi ma styczność jako pracownica emigracyjnej gazety „Polonia”– wszyscy niedojadają.

Bella z właściwą sobie żywiołowością rzuca się w wir paryskiego życia, a wrodzona życzliowść i uczciwość nie pozwalają jej przjeść obojętnie wobec czyjejś krzywdy. Jeśli prosi o pieniądze, to nigdy dla siebie, z niczego potrafi wyczarować obiad dla kilku osób, a nawet, fałszując niemiłosiernie, nie wstydzi się zaśpiewać w kawiarni, by zebrać pieniądze na ciepły posiłek dla siebie i koleżanki. Nie waha się zaryzykować utraty posady, gdy chodzi o powstrzymanie żerowania na naiwności polskich robotników. Z uśmiechem rozbawiennia obserwujemy jej starania, gdy próbuje zadowolić mamę i krewnych narzeczonego. Bella nie byłaby sobą, gdyby nie przeszkodził jej w tym własny entuzjazm i szczerość. I oryginalni przyjaciele. Na kartach książki Czajki-Stachowicz artyści, którym encyklopedie i wikipedie oferują jedynie suchą notkę, są ludźmi z krwi i kości. Tytus Czyżewski pojawia się tu z nieodłączną peleryną, Olga Boznańska hoduje stado myszek, Jacek Puget to niechlujne, choć sympatyczne chłopisko w strzępach butów. Chaim Soutine za kufel piwa służy za posłańca i tragarza, August Zamoyski „rżąc radośnie”, wprowadza Bellę w egipskie sekrety Luwru, a Ilja Erenburg właśnie pisze swojego „Lejzorka Rojtszwańca”.

Szczera, humorystyczna w tonie proza Izabeli Czajki-Stachowicz jest pochwałą młodości i życia na własny rachunek. Dla czytelnika 21. wieku nie jest już może aż tak pikantna, jak była jeszcze pół wieku temu. Ale wciąż wywołuje radosny zawrót głowy, jak bąbelki najprawdziwszego, francuskiego szampana, który – wiadomo – jest nie do podrobienia. Jak Bella z Montparnassu!

PS. Mój ulubony cytat:

Paryż przeinaczył mi cały świat – nie znaczy to wcale, że minęły mi wszystkie udręki i niewola młodości – życie nadal zalewało mnie, oszołamiało i oślepiało. Uświadomiłam sobie jednak, że prawem człowieka jest szczęście”.

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz