Roma Ligocka, Dobre
dziecko, wyd. Wydawnictwo Literackie
„Dobre dziecko” niesie ze sobą duży emocjonalny ładunek, stąd nic dziwnego, że Roma Ligocka dopiero teraz, lata po wydaniu „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” zmierzyła się z kolejną częścią swojego życia. Jej historia porusza i pozostaje długo w pamięci. Ponieważ to, o czym Roma Ligocka pisze w „Dziewczynce w czerwonym płaszczyku” i w „Dobrym dziecku” ma jeden wspólny mianownik – wspomnienia oparte na prawdziwych przeżyciach. W przeciwieństwe do innej literatury wspomnieniowej te dwie pozycje jednak, chociaż cofają nas w lata wojenne i powojenne, odbieramy bez czasowego dystansu, zupełnie jakby autorka wciąż przechowywała w głębi swojej psychiki maleńkie dziecko, a później nastolatkę. Jej odczuć nie zatarło kilka dziesięcioleci, które dzielą opisane wydarzenia od współczesności. Sugeruje to zresztą rozpoczęcie i zakończenie książki, rodzaj klamry opasującej ten swoisty powrót do przeszłości, jakim jest „Dobre dziecko”, a pisanej z pozycji osoby dorosłej, dojrzałej, a jednak pełnej uczuciowego niedosytu.
Zetknięcie z
autetytycznym cierpieniem, niedotykającym nas bezpośrednio i
opisanym tak wiarygodnie daje dużo czytelniczej satysfakcji, ale z
drugiej strony, tak po ludzku, budzi współczucie. Nadmierna
wrażliwość, brak poczucia bezpieczeństwa i stałości
czegokolwiek w życiu, próby rozmowy o wojnie z kimś dorosłym
kwitowane zawsze (bez złej woli!) - Po co wracać do tych
okropności? To już minęło. I jeszcze związek matki z innym,
żonatym mężczyzną – źródło wstydu, upokorzenia, lęku przed
utratą najbliższej osoby, a nawet fizycznego wstrętu. To
niebezpieczny koktajl dla dorastającej, trzymającej się na uboczu
i mającej swój wewnętrzny świat dziewczynki. Zaczytanej w
książkach i marzącej o karierze aktorki lub malarki. Wertującej
jedyny ocalały pamiętnik babci, Anny Abrahamerowej. Śniącej
nocami o uciekaniu przed Niemcami, w dzień przywołującej pamięć
zmarłych tragicznie krewnych, w tym babci, tym razem matki ojca,
która w getcie wepchnęła maleńką Romę pod stół (ratując jej
tym życie) zanim została wywleczona z mieszkania i zabita.
Podstawą fabuły „Dobrego
dziecka” jest silna więź między matką i córką, której
istnienie nie wyklucza niestety nieporozumień i barier między nimi
obiema. Autorka przytacza okoliczności, które towarzyszyły
stopniowemu oddalaniu się ich od siebie. Mimo troski jednej o córkę.
Mimo wręcz fizycznej potrzeby obecności matki drugiej. Mimo
miłości, którą do siebie czuły. Żal dorosłej kobiety, która
pragnie ułożyć sobie na nowo życie i mieć własną rodzinę,
zderzał się z nieuświadomionymi do końca potrzebami osieroconej
nastolatki. Chociaż traumatyczne przeżycia wojenne nie ułatwiały
ich stosunków, ich zachowania wydają się dziwnie znajome,
pobrzmiewa w nich echo rozmów toczonych na domowym froncie wielu
rodzin. Gdzie wzajemne, choć niezamierzone ranienie jest na porządku
dziennym, mimo że odbywa się wbrew chęciom i wprowadza wrzenie w
międzypokoleniowe relacje. Nie odnoszę wrażenia, żeby Roma
Ligocka piętnowała swoją matkę lub kierowała w jej stronę
oskarżenia. Autorka „Dobrego dziecka” odnosi się do sytuacji,
gdy najbliższa nam osoba, nieważne czy dziecko czy ktoś dorosły,
staje się mimowolnie źródłem cierpienia. Sytuacji, która
przerasta zaintersowanych i z której trudno znaleźć wyjście. Może
nam, żyjącym w czasach pokoju, z dostępem do fachowej literatury
będzie łatwiej wyrwać się z tej matni?
Premiera 29 listopada.
Za książkę dziękuję
Wydawnictwu Literackiemu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz