piątek, 23 listopada 2012

Roma Ligocka, Dobre dziecko


 
Roma Ligocka, Dobre dziecko, wyd. Wydawnictwo Literackie

Dobre dziecko” niesie ze sobą duży emocjonalny ładunek, stąd nic dziwnego, że Roma Ligocka dopiero teraz, lata po wydaniu „Dziewczynki w czerwonym płaszczyku” zmierzyła się z kolejną częścią swojego życia. Jej historia porusza i pozostaje długo w pamięci. Ponieważ to, o czym Roma Ligocka pisze w „Dziewczynce w czerwonym płaszczyku” i w „Dobrym dziecku” ma jeden wspólny mianownik – wspomnienia oparte na prawdziwych przeżyciach. W przeciwieństwe do innej literatury wspomnieniowej te dwie pozycje jednak, chociaż cofają nas w lata wojenne i powojenne, odbieramy bez czasowego dystansu, zupełnie jakby autorka wciąż przechowywała w głębi swojej psychiki maleńkie dziecko, a później nastolatkę. Jej odczuć nie zatarło kilka dziesięcioleci, które dzielą opisane wydarzenia od współczesności. Sugeruje to zresztą rozpoczęcie i zakończenie książki, rodzaj klamry opasującej ten swoisty powrót do przeszłości, jakim jest „Dobre dziecko”, a pisanej z pozycji osoby dorosłej, dojrzałej, a jednak pełnej uczuciowego niedosytu.

Zetknięcie z autetytycznym cierpieniem, niedotykającym nas bezpośrednio i opisanym tak wiarygodnie daje dużo czytelniczej satysfakcji, ale z drugiej strony, tak po ludzku, budzi współczucie. Nadmierna wrażliwość, brak poczucia bezpieczeństwa i stałości czegokolwiek w życiu, próby rozmowy o wojnie z kimś dorosłym kwitowane zawsze (bez złej woli!) - Po co wracać do tych okropności? To już minęło. I jeszcze związek matki z innym, żonatym mężczyzną – źródło wstydu, upokorzenia, lęku przed utratą najbliższej osoby, a nawet fizycznego wstrętu. To niebezpieczny koktajl dla dorastającej, trzymającej się na uboczu i mającej swój wewnętrzny świat dziewczynki. Zaczytanej w książkach i marzącej o karierze aktorki lub malarki. Wertującej jedyny ocalały pamiętnik babci, Anny Abrahamerowej. Śniącej nocami o uciekaniu przed Niemcami, w dzień przywołującej pamięć zmarłych tragicznie krewnych, w tym babci, tym razem matki ojca, która w getcie wepchnęła maleńką Romę pod stół (ratując jej tym życie) zanim została wywleczona z mieszkania i zabita.

Podstawą fabuły „Dobrego dziecka” jest silna więź między matką i córką, której istnienie nie wyklucza niestety nieporozumień i barier między nimi obiema. Autorka przytacza okoliczności, które towarzyszyły stopniowemu oddalaniu się ich od siebie. Mimo troski jednej o córkę. Mimo wręcz fizycznej potrzeby obecności matki drugiej. Mimo miłości, którą do siebie czuły. Żal dorosłej kobiety, która pragnie ułożyć sobie na nowo życie i mieć własną rodzinę, zderzał się z nieuświadomionymi do końca potrzebami osieroconej nastolatki. Chociaż traumatyczne przeżycia wojenne nie ułatwiały ich stosunków, ich zachowania wydają się dziwnie znajome, pobrzmiewa w nich echo rozmów toczonych na domowym froncie wielu rodzin. Gdzie wzajemne, choć niezamierzone ranienie jest na porządku dziennym, mimo że odbywa się wbrew chęciom i wprowadza wrzenie w międzypokoleniowe relacje. Nie odnoszę wrażenia, żeby Roma Ligocka piętnowała swoją matkę lub kierowała w jej stronę oskarżenia. Autorka „Dobrego dziecka” odnosi się do sytuacji, gdy najbliższa nam osoba, nieważne czy dziecko czy ktoś dorosły, staje się mimowolnie źródłem cierpienia. Sytuacji, która przerasta zaintersowanych i z której trudno znaleźć wyjście. Może nam, żyjącym w czasach pokoju, z dostępem do fachowej literatury będzie łatwiej wyrwać się z tej matni?

Premiera 29 listopada.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz