czwartek, 26 lipca 2012
"Pas Deltory" - świetny wstęp do Tolkiena
Emily Rodda, Puszcze Milczenia i Jezioro Łez, to. 1 i 2 cyklu „Pas Deltory”, wyd. Egmont
Jesteśmy, moje dziecko i ja, po lekturze dwóch pierwszych tomów cyklu „Pas Deltory”. I wiem już, że młodzież nie popuści, dopóki nie pozna tej całej, zawartej w ośmiu tomach historii. Jej fenomen zasadza się na prostym pomyśle, do ogarnięcia przez młodszego czytelnika, ale podanego w sposób daleki od naiwności. Pojawiają się w niej częste zwroty akcji, niespodzianki losu, niebezpieczeństwa oraz zadania, które wymagają nie tylko siły fizycznej, ale przede wszystkim sprytu i inteligencji. Ta opowieść przypomina pod tym względem baśnie, w których skarb czy rękę królewny zdobywa nie ten, kto jest bogaty, posiada rycerski rynsztunek i pięknego rumaka, ale ten, kto ma giętki umysł.
Takich bohaterów w „Pasie Deltory” jest kilku. Razem tworzą jedną drużynę, której głównym celem jest odnalezienie wszystkich klejnotów zdobiących pewien magiczny pas. Tę ozdobę własnoręcznie wykonał pewien kowal, pierwszy król Deltory, po to, by chroniła ona jego, jego potomków oraz całe królestwo przed Władcą Mroku. Minęło kilka wieków zanim pas został podstępnie zniszczony, a obdarzone mocą szlachetne kamienie ukryte w najbardziej tajemniczych i groźnych miejscach królestwa. Na ich poszukiwania wyruszają nastoletni Lief i mający chronić go Barda, jedyny dorosły biorący udział w wyprawie. W tomie „Puszcze Milczenia” dołącza do nich jeszcze osierocona Jasmine z krukiem Kree i małym stworzonkiem Filim. A w „Jeziorze Łez” - uratowany przez trójkę przyjaciół Manus, członek plemienia Raladów.
Język powieści jest mało skomplikowany, a opisy nie przesłaniają jej bardzo przygodowej fabuły. Emily Rodda (pod tym pseudonimem kryje się Australijka Jennifer Rowe) postawiła nacisk na to, by w tej historii dużo się działo. Przeszkody, na jakie natykają się jej bohaterowie, są za każdym razem inne i wymagają różnych rozwiązań, by wyjść cało z matni. Lief, Barda i Jasmine mają do czynienia z łamigłówkami, zagadkami, pismem obrazkowym, strażnikami ważnych przejść, potworami kryjącymi się za iluzją i tymi, które atakują znienacka i bez użycia kamuflażu, oraz z miejscami i przedmiotami pełnymi magii, nie zawsze tej dobrej. Autorka tak skonstruowała poszczególne rozdziały, że na ich końcu akcja ulega zawieszeniu, a poszukiwacze klejnotów stają przed nowym wyzwaniem lub poznają fakty stawiające sukces wyprawy pod znakiem zapytania. Ten zabieg okazuje się niezwykle skuteczny w podsycaniu ciekawości tym, co zdarzy dalej.
Innym walorem cyklu „Pas Deltory” są relacje pomiędzy jego bohaterami. Na początku nieufni wobec siebie, szybko rozumieją, że powodzenie misji i osobiste bezpieczeństwo zależą od współdziałania. Kiedy mijają pierwsze animozje pomiędzy dorosłym Bardą a nastolatkiem Liefem, a Jasmine dowodzi swojej lojalności, drużyna zaczyna darzyć się przyjaźnią i wzajemną troską. Nikt nikogo nie zostawia na pastwę losu, nie oszukuje przy podziale skąpych racji żywnościowych. Wszyscy tak samo dzielą trudy i znoje wędrówki.
Seria „Pas Deltory”, sądząc po tomie pierwszym i drugim, jest pełną przygód historią z pozytywnym przesłaniem. Świat, o którym opowiada, został przedstawiony w uproszczony sposób, ale takie wartości - jak przyjaźń, uczciwość, oddanie szlachetnej sprawie, współpraca i odwaga - zostały mocno w niej zaakcentowane. Z tych powodów świetnie nadaje się dla młodszych czytelników. Na pewno będzie to dla nich wspaniała rozgrzewka przed sięgnięciem po „Władcę Pierścieni” Tolkiena!
Za pierwsze dwa tomy dziękuję wydawnictwu Egmont.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz