Andrzej Ziemiański, Za
progiem grobu, wyd. Fabryka Słów
Najnowsza powieść
Andrzeja Ziemiańskiego to czysta akcja. Bez subtelności, bez
fragmentów, które nagle zwalniają lub są zwyczajnie przegadane.
To książka, którą czyta się błyskawicznie i która wciąga
płynnością i logicznością. Jej poukładanie świetnie
kontrastuje z pewną dozą niesamowitości, która wiąże się ze
zjawiskiem śmierci klinicznej. Ten stan zawieszenia między życiem
a śmiercią budzi fascynację i zainteresowanie tym, co się dzieje,
gdy poza aktywnością mózgu ustaje oddech, krążenie i bicie
serca. Szczególnie, gdy dotyczy to relacji osób, które mają za
sobą takie doświadczenie. Wykorzystanie tak niecodziennego,
budzącego wiele domysłów zjawiska okazało się strzałem w
dziesiątkę! Pomysł Andrzeja Ziemiańskiego na fabułę jest bardzo
ciekawy i jednocześnie tak prosty, że aż dziw, że ktoś nie wpadł
na niego wcześniej. Przy czym, choć autor popuścił wodzy
wyobraźni, uniknął niepotrzebnej przesady. Wyżył się za to na
osobach swoich bohaterów, szczególnie na postaci kobiecej, czyli
Beacie Bader zwanej też BB.
Jak przystało na
literaturę sensacyjną bohaterowie Ziemiańskiego dysponują
talentami i sprawnością (fizyczną i umysłową) znacznie
wykraczającą poza średnią. Andrzejewski to typ inteligentnego
twardziela, wolnego strzelca, który sam decyduje, dla kogo pracuje i
których spraw się podejmie – choćby właśnie poszukiwań
młodocianego uciekiniera z domu, a potem rozgryzienia tajemnicy
wyparowania pieniędzy z konta jego matki. Dla często zmieniającego
kochanki Andrzejewskiego takie pojęcia, jak rodzina, dzieci, praca w
określonych godzinach to tylko puste słowa. O ile Andrzejewski
trzyma się jeszcze pewnej konwencji, postać przydzielonej mu do
pomocy Beaty Bader, psychiatry z dorobkiem naukowym i praktyką w
Afganistanie, zupełnie się z niej wyłamuje. Obowiązkowo zgrabna i
seksowna, znająca sztuki walki i niewahająca się ich użyć, jest
jednocześnie całkowicie podporządkowana mężowi. Tak bardzo, że
sama na siebie donosi o zjedzeniu lodów, a za karę... dostaje w
pupę! Ta dwoistość, mentalność zarazem wojowniczki i niewolnicy
intryguje nie tylko czytelnika, ale i samego Andrzejewskiego. Mam
nadzieję, że nikt nie potraktuje postaci Beaty Bader zbyt serio i
nie zacznie w praktyce sprawdzać, jak kobiety lubią uległość. W
dodatku mąż, wobec którego dyscyplinuje się pani psychiatra, gdy
w końcu pojawia się w powieści, ogranicza się do rozwalenia
drzwi. Wiem, że to postać drugoplanowa, ale... spodziewałam się
czegoś więcej. Najważniejsze, że duet Andrzejewski-Bader,
wspomagany przez policjanta Różyckiego, sprawdza się w działaniu.
I natrafia na trop grubszej afery niż tylko pospolita kradzież.
„Za progiem grobu”
należy zdecydowanie do nurtu popularnego, mocnego i tzw. męskiego.
Poza walorami typowymi dla tego gatunku (dynamiczność,
uporządkowany ciąg raczej niecodziennych zdarzeń, nagłe zwroty
akcji), na uwagę zwraca potraktowanie przez autora problemu
bezdomnych. W tekście wyraźny jest ton niezgody na traktowanie ich
jako obywateli gorszej kategorii i niezasługujących na coś więcej
niż bezduszna pomoc od państwa. Bez szukania usprawiedliwień dla
ich sytuacji życiowej. W moich oczach to dodatkowy plus.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Fabryka Słów.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz