Giles Milton, Białe
złoto, wyd. Noir sur Blanc
Giles Milton bardzo mnie
zaskoczył. Po pierwsze wyborem tematu, którego się podjął. Po
drugie – formą, w jaki go ujął. Tytułowe białe złoto to
europejscy niewolnicy chwytani na statkach lub na stałym lądzie
przez mauretańskich piratów, a następnie sprzedawani w Afryce
Północnej. Hiszpanie, Włosi, Amerykanie, Holendrzy, Brytyjczycy, a
nawet Islandczycy. Mężczyźni, kobiety i dzieci liczeni w setki
tysięcy, a być może i w miliony, biorąc pod uwagę, że proceder
ten trwał więcej niż dwa stulecia. Pochodzę z innej części
Europy niż ci nieszczęśnicy, niemniej zastanawia mnie to, że
nigdy nie uczyłam się ani nawet nie słyszałam o tych
wydarzeniach. Tak jak o sułtanie Maroka, Mulaju Ismailu, który
przewyższał współczesnego mu Króla Słońce przepychem i wizją
stworzenia najpiękniejszego i największego na świecie kompleksu
pałaców i ogrodów. Na pewno swoje zrobiła i przyroda. Turyści do
dziś podziwiają Wersal Ludwika XIV. W Maroku trzęsienie ziemi
zmiotło z powierzchni siedzibę tego nieobliczalnego, choć
rządzącego skutecznie marokańskiego władcy. Ale czy to jedyna przyczyna?
Co do ujęcia tematu, to
Giles Milton postawił na fakty. Bazuje wyłącznie na tym, co
wyczytał w historycznych książkach i co znalazł w archiwach.
Dokumenty, niepublikowane listy, relacje naocznych świadków –
niewolników, dyplomatów, kupców i duchownych. Dzięki nim autorowi
udało się nakreślić pełną panoramę tragicznych wypadków,
które dotknęły tak wielu ludzi. Nie jest jednak hipokrytą. Na
stronach jego książki pobrzmiewa współczucie, ale autor
jednocześnie nie ukrywa, że w tym samym czasie trwały polowania na
czarnoskórych Afrykańczyków, prowadzone zarówno przez Arabów,
jak Europejczyków.
Na tle szerzej
przedstawionych historycznych faktów Milton skupia się na jednej
autentycznej postaci, Thomasie Pellowie z Kornwalii. Ten
kilkunastoletni wyrostek wolał przygodę od nauki i już podczas
pierwszego rejsu stracił wolność. I tak zaczęło się jego
najeżone pułapkami życie na dworze sułtana, kolejne misje
wojskowe, założenie rodziny i próby często brawurowych ucieczek.
Jesteśmy przyzwyczajeni, że kiedy poznajemy jakiegoś bohatera,
mamy dostęp do jego najintymniejszych chwil i myśli. W przypadku
Thomasa Pellowa zachowało się dość, by uznać jego losy za
niezwykłe i pełne niespodziewanych zwrotów. Niemniej są w nich
siłą rzeczy luki. Barierą stał się upływ czasu oraz większa
powściągliwość w ujawnianiu uczuć i przeżyć, jaka cechowała
naszych przodków. A także brak tak wielu współczesnych narzędzi
rozpowszechniania informacji. Milton nie zmyśla, pozostaje wierny
przekazom. Wzbudza szacunek, ponieważ wybrana przez niego forma
reportażu historycznego oznacza więcej pracy i być może mniejsze
wzięcie u czytelnika przyzwyczajonego do łatwych treści nasyconych
odpowiednią emocjonalnością i dawką pikantnych szczegółów (w
końcu Thomas był nawet strażnikiem sułtańskiego haremu!).
Milton błyskotliwie łączy
okruchy wiedzy i fascynująco odtwarza okres mało chwalebnej części
europejskiej historii. Mimo opisów i dat jego książka dowodzi, że
życie bywa bardziej nieprawdopodobne niż fikcja literacka.
Niespodzianką jest już choćby to, kto ciągnął karetę Mulaja
Ismaila, za co można było stracić głowę na jego dworze i jak
miska mleka może wpłynąć na los całego państwa. Co było
powodem pierwszego przekładu Koranu na język angielski i jak
wzajemnie postrzegali się muzułmańscy i chrześcijańscy
dyplomaci. Wspomniane wcześniej luki mocno pobudzają czytelniczą
wyobraźnię i kierują myśli ku ważniejszym bohaterom długo po
skończeniu lektury. A nie ma lepszego uznania dla książki, jak to,
że nie możemy się z nią rozstać!
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Noir sur Blanc
Bardzo ciekawa pozycja. Mam nadzieję w najbliższym czasie się z nią zapoznać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam, bo to rzetelna pisarska robota i bardzo ciekawa dla każdego, kto lubi historię.
OdpowiedzUsuń