sobota, 21 kwietnia 2012
Dalej i głębiej niż do Władywostoku
Paulo Coelho, Alef, wyd. Drzewo Babel
Pisarstwo Paula Coelho można podzielić na nurt fikcyjny i ten, w którym narrator sugeruje i wspólną tożsamość z autorem, i autentyczność opisywanych wydarzeń. „Alef” wpisuje się w ten drugi, bardzo osobisty sposób ujęcia tematu. Może dlatego jego wydźwięk jest tak naturalny, nawet gdy docieramy do fragmentów, przy których nie sposób uniknąć sceptycznego podniesienia brwi.
Paulo Coelho używa prostego języka pozbawionego sztywno brzmiących zwrotów czy pretensjonalnych wyrażeń. Dlatego „Alef” czyta się tak, jak pije wodę – jednym haustem aż... no właśnie. Aż dociera się do takich stwierdzeń i zdań, które trzeba sobie na spokojnie przemyśleć, odnieść do własnych doświadczeń. Jedne brzmią znajomo i swojsko, inne jak się okazuje nie przyszły nam jeszcze do głowy, są przyjemnym zaskoczeniem, a czasem i wyzwaniem. W „Alefie” nie jest najważniejsze, czy coś rzeczywiście miało miejsce czy nie. Istotny jest przekaz, który towarzyszy opisywanym wydarzeniom, a dotyczy on naszego życia. Czy żyjemy w zgodzie z własną naturą i pragnieniami serca? Czy dążymy do spełnienia marzeń, czy pozostawiamy wszystko biegowi dni? Czy zaspakajamy potrzebę duchowości (niekoniecznie religijności), która towarzyszy chyba każdej ludzkiej istocie? I wreszcie, jak możemy zadośćuczynić osobom, które skrzywdziliśmy podczas całego naszego istnienia? To ważne pytania, na które nie mamy czasu albo których nie chcemy sobie zadać. Poszukiwania odpowiedzi niosą z sobą ryzyko, że nic już nie będzie tak, jak przedtem. W dodatku treść „Alefa” dowodzi, że nawet jeśli dotrzemy do zamierzonych celów, nic nie jest nam dane na zawsze.
Narrator, alter ego Paula Coelho, czuje, że zmierza donikąd. To, co osiągnął, przestaje mieć znaczenie. Ogarnia go duchowa pustka, wszystko wymyka się z rąk, chociaż pozornie w jego życiu nie brak niczego – czytelnicy tłumnie przychodzą na spotkania, książki dobrze się sprzedają, a relacje z bliskimi układają się w satysfakcjonujący sposób. Antidotum na duchową pustkę staje się podróż Koleją Transsyberyjską przez całą Rosję i kontakty z różnymi ludźmi. Podoba mi się, że Coelho celowo podkreślił, że to jego sposób na „odnalezienie swojego królestwa”, nie koniecznie odpowiedni dla innych. Ślepe naśladownictwo może przynieść tylko rozczarowanie, a nawet okazać się niebezpieczne. Autor nie kryje przed nami monotonii kołyszących się wagonów, ciężkiej atmosfery, która pojawia się wtedy, gdy na małej powierzchni stłoczono słabo znających się ludzi. Postawa niepokornej skrzypaczki Hilal tylko pobudza do wrzenia. Zanim bohaterowie dotrą do Władywostoku, czeka ich wiele rozmów, niesnasek, ale i chwil pełnych bliskości i głębokiego porozumienia.
Może za mało jak dla mnie w „Alefie” jest Rosji, ale rozumiem, że rola tej książki jest inna niż typowej, podróżniczej relacji. Na pewno ma przekonać nas, że istniejemy po coś więcej niż tylko spanie i jedzenie. I że można naprawiać błędy, nawet te popełnione w innym wcieleniu. Dlatego warto ją przeczytać!
Za książkę dziękuję wydawnictwu Drzewo Babel.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Ostatnimi czasy Coelho mnie do siebie zraził. Mam "Alefa" na półce, ale wciąż nie mogę się przemóc. Skoro jednak piszesz, że warto - sięgnę w niedalekiej przyszłości;)
OdpowiedzUsuń