środa, 18 stycznia 2012

Pod obcym niebem


Angel Wagenstein, Pożegnanie z Szanghajem, wyd. Zysk i S-ka

Samotność, obcość i egzotyka – to wszystko jest wyrażone we wspaniałej w swej prostocie okładce „Pożegnania z Szanghajem”.

Pożegnanie z Szanghajem” miewa fragmenty poruszające, niektóre wręcz na granicy nieprawdopodobieństwa. Inne to żmudny opis przetrwania w nieprzyjaznym, wschodnim mieście. Niektóre z nich to zdarzenia, które przytrafiły się naprawdę, inne dopowiedziała wyobraźnia autora. On sam w epilogu nie rozstrzyga do końca naszych wątpliwości. Wiemy tylko, że pewni jego bohaterowie istnieli naprawdę, innych stworzył na podstawie życiorysów kilku osób. Z pewnością autentyczne jest tło, którym stał się pewien mało znany epizod z czasów drugiej wojny światowej. Świadomie używam słowa „epizod”, choć wiem, że rzecz dotyczyła kilkudziesięciu tysięcy osób - zaledwie ułamek z milionów dotkniętych wojenną zawieruchą. Angel Wagenstein przypomniał ciężkie losy niemieckich i austriackich Żydów, którzy w ostatniej chwili znaleźli schronienie na drugim końcu świata, w Szanghaju. Jedynym mieście na świecie, które jeszcze przyjmowało uchodźców z Niemiec.

Autor celowo skupia naszą uwagę na kilku osobach, by na ich przykładzie pokazać, w jak brutalny sposób nazizm zmuszał do porzucania wszystkiego, co znane, miłe i drogie. Na pierwszy plan wysuwa się młoda dziewczyna Hilda Braun, której perypetie życiowe przypominają pełen nagłych zwrotów i brawury scenariusz filmowy. Oraz światowej sławy skrzypek Theodor Weissberg, którego do wyjazdu przekonuje żona, wybitna śpiewaczka. Elisabeth to rodowita Niemka, która świadomie decyduje się towarzyszyć mężowi w wygnaniu. Choć przyjdzie jej za to zapłacić wysoką cenę.

Cała powieść to ciągłe przechodzenie od wątków pojedynczych bohaterów do szerokiego tła historycznego i obyczajowego. Wagenstein dysponuje bardzo drobiazgową wiedzą i stara się ją przekazać w całości. Sytuacja w Chinach, okupacja japońska, pełne nieufności przymierze między Japończykami i Niemcami, którzy nie rozumieją nawzajem swoich priorytetów, niechęć amerykańskich i zamieszkałych w Azji Żydów do pomocy europejskim pobratymcom, siatka szpiegowska genialnego doktora Richarda Sorgego, drugie dno ataku na Pearl Harbor. Nigdy przedtem nie spotkałam się z tak całościowym ujęciem historycznych wydarzeń w południowo-wschodniej Azji i na Pacyfiku. I chociaż większość z nich była mi znana, informacja o oddziałach SS, które przybyły do Szanghaju w celu utworzenia getta (i nie tylko), była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Niewiele brakowało, a ci udręczeni ludzie podzieliliby los swoich krewnych i znajomych.

Mimo wielu walorów, „Pożegnanie z Szanghajem” należy jednak do tych książek, które powinno się przeczytać ze względu na treść, a nie na sposób napisania. Ponieważ to drugie nie dorównuje temu pierwszemu. Wagenstien przy tej powieści stał się bardziej przekazicielem faktów niż pisarzem. Wątki Hildy, rabina Levina czy Theodora Weissberga pojawiają się niespodziewanie i tak samo urywają. Pragnienie zachowania od zapomnienia tak mało znanej części historii, a przecież niemniej dramatycznej niż inne, przeważyło nad tworzeniem rzeczywistości literackiej, którą my, czytelnicy, możemy odebrać przy pomocy wyobraźni. Stąd brak w tej powieści spójności tak wyczuwalnej w osobistej podróży do krainy dzieciństwa, jaką jest „Daleko od Toledo”, środkowa część trylogii Wagensteina (cykl kończy właśnie „Pożegnanie ...”).

Tak czy owak „Pożegnanie Szanghaju” zasługuje na naszą uwagę, dostarcza wiele cennej wiedzy i pozwala wyrobić sobie zdanie na temat prowadzenia polityki. Skłania także do myślenia o tych wszystkich ludziach, którzy musieli (i nadal muszą) uchodzić w popłochu, unosząc jedyną cenną rzecz – własne życie. Nic dziwnego, że taki ogrom niezawinionego cierpienia wpłynął na pisarstwo tak wyrobionego warsztatowo pisarza, jakim jest Angel Wagenstein. Jego książka jest pomnikiem. Może trochę z grubsza ciosanym, ale szczerym i pełnym współczucia.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz