Alexander McCall Smith, Świat według Bertiego, wyd. Muza
Ta książka należy do tych, które przynoszą wiele radości i stawiają na nogi. Zapewniają prawdziwą rozrywkę, a przy okazji pozwalają nam zajrzeć w głąb ludzkich myśli i dorzucają co nieco do naszej wiedzy o świecie. To tak rzadko spotykane połączenie udało się szkockiemu pisarzowi, którzy jest także profesorem prawa medycznego i bioetykiem, założycielem teatru w Botswanie (gdzie spędził dzieciństwo) i grającym amatorsko fagocistą. Tylko tak niezwykła osobowość mogła stworzyć coś tak ciepłego i autentycznego jak seria „44 Scotland Street”. „Świat według Bertiego” jest czwartym tomem serii, a pierwszym, jaki znalazł się w moim ręku. Od razu zatonęłam w codzienności jej szkockich bohaterów, a nieznajomość poprzednich części nie przeszkodziła mi w rozeznaniu się w charakterach postaci i wzajemnych powiązaniach między nimi.
Książka ma charakter powieści otwartej. To dlatego, że drukowano ją w odcinkach w gazecie. Być może to jest przyczyną, że tak łatwo wejść w powieściową rzeczywistość „Świata ...”. Ale uwaga! Pewne wątki naturalnie się rozwiną i zakończą podczas czytania powieści. Inne pokomplikują się, ale ostatnia strona książki nie zaspokoi naszej ciekawości, gdyż ciąg dalszy znajdzie się w... kolejnym tomie! A trudno będzie sobie odmówić przyjemności sięgnięcia po niego, jak i poszukania tych wcześniejszych. Powiedziałabym, że losy Bertiego, jego rodziców i szkolnych kolegów oraz panny Harmony, Angusa i jego psa Cyrila, Domeniki, Dużej Lou, Pat, Matthew, Antonii i Bruce'a uzależniają jak filiżanka małej czarnej, gdyby nie to, że kawa nie wywołuje tyle uśmiechu na twarzy.
Tytułowy Bertie to sześciolatek dręczony przez matkę. Irene kieruje się najnowszymi trendami wychowawczymi, które zakładają, że jej synowi potrzebna jest joga, wizyty u psychiatry, gra na saksofonie, a wykluczone jest bawienie się z dziećmi z podwórka, szczególnie z samymi chłopcami (bo to rozwija agresję) oraz posiadanie psa. Pomysły Irene, choć pełne szlachetnych intencji, unieszczęśliwiają jej syna. Aż trudno uwierzyć, że mimo to Bertie pozostaje miłym i normalnym chłopcem. Nawet jeśli musi zmieniać swojemu młodszemu braciszkowi pieluchy. Pozostali bohaterowie to obecni lub byli mieszkańcy kamienicy przy Scotland Street 44. Niektórzy się przyjaźnią, inni znają tylko przelotnie. Zakochują się, rozczarowują sobą, mają wobec siebie plany, a te, jak to w życiu bywa, zmieniają się. Wśród nich najbardziej rzucającą się w oczy jest postać Bruce'a – przystojniaka i egoisty, który prócz wielu talentów, dysponuje niebezpiecznym dla kobiet urokiem osobistym. I przekonaniem o własnej niezwykłości, które dla nas, obserwatorów z zewnątrz, balansuje na granicy komizmu.
„Świat ...” prócz wnikliwej znajomości ludzkiej natury, oferuje nam szkocki koloryt. I tak według mieszkańców Edynburga, w Anglii mówi się dziwną odmianą angielskiego. Stuart, mąż Irene i ojciec Bertiego, jako statystyk wie, że Szkoci należą do najgorzej odżywiającej się nacji na świecie. Dowodem na to są smażone pizze i smażone batoniki w ich menu. Duża Lou spotyka się ze szkockim monarchistą, który całkiem na serio pragnie oderwania Szkocji od Wielkiej Brytanii i przywrócenia na tron dynastii Stuartów. Swojskim akcentem jest pojawienie się polskiej grupy budowlańców, którzy znają tylko jedno słowo po angielsku. I nie jest to przekleństwo :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz