środa, 11 stycznia 2012

Dawcy nikczemnej nadziei


Jonathann Littell, Łaskawe, wyd. Wydawnictwo Literackie

Łaskawe” ścinają z nóg. Dławią w gardle. Budzą rozpacz i niemoc. Wstrząsają do głębi.

Zostały napisane w formie pamiętnika byłego nazisty, który po wojnie przybrał inną tożsamość, a potem wiódł nudne, spokojne i dostatnie życie. Inteligentny, chłodny, wydaje się beznamiętnie opisywać wydarzenia na froncie wschodnim, których był bezpośrednim świadkiem i aktywnym uczestnikiem. Nie szczędzi żadnego szczegółu, dodaje własne przemyślenia i obserwacje, które tylko powiększają grozę.

Wydawałoby się, że literatura o wydarzeniach drugiej wojny światowej jest tak obfita, że nic już nie jest w stanie przerazić bardziej niż to, co zostało opisane i udokumentowane. „Łaskawe” szybko udowadniają nam naszą pomyłkę. Nowość, jaką wprowadził Littell, to spojrzenie na nazistowskie zbrodnie od strony katów, nie ofiar. Bohater Littella, doktor prawa i funkcjonariusz SD Maximilian Aue na pozór nie odczuwa skruchy, nie próbuje budzić naszego współczucia czy litości. W pewnym sensie uważa się za ofiarę konieczności, za trybik w wielkiej machinie totalitarnego państwa, którego nie interesują uczucia mu poddanych, tylko ich gotowość do posłuszeństwa. A to jest niemalże ślepe.

Kierują się nim ludzie, którzy stworzyli koszmar i musieli żyć z nim dalej za cenę własnego człowieczeństwa, zdrowia psychicznego i poczucia więzi z resztą ludzkości. To nawet nie zezwierzęcenie, bo zwierzęta nie oszukują, nie obrabowują skazanych na śmierć, nie każą im się kłaść półnagim na martwych ciałach swoich sąsiadów i krewnych, i nie strzelają do nich, patrząc im w oczy.

Po kolei Aue przedstawia, jak rozkręcała się machina zbrodni, jak nieporadne było to początkowe zabijanie ze względu na opór moralny mordujących, nadmiar ludzi do zabicia... Aue zadaje sobie pytanie, po co to marnotrawstwo ludzkiej materii i ducha, czemu to służy? I dochodzi do demonicznego wniosku, że po to, by od tej pory Niemcy nosili w sobie brzemię wspólnej odpowiedzialności. Chociaż jeszcze we wstępie podaje przykład, jak udział wielu ludzi na raz w zbrodni rozmywa tę odpowiedzialność. Jeśli pielęgniarka uspokaja psychicznie chorego, lekarz go bada, policjant odprowadza do komory gazowej, a technik włącza przycisk uwalniający śmiertelne opary, to tak naprawdę nikt nie zabija (!). To nie jedyny raz, gdy umysł Auego przy pomocy logiki próbuje uporać się z wojennymi potwornościami. Może nie odczuwa wyrzutów sumienia, ale wie, że uczestniczył w czymś, co straciło ludzki wymiar i na zawsze postawiło go i jego towarzyszy broni poza pewną granicą. Może i nie doświadcza wstydu, ale też nie chwali się swoją przeszłością, tylko ukrywa ją przed rodziną i znajomymi. To wszystko jest zrozumiałe, a zarazem wstrętne. Jego ciało jest bardziej szczere – lata po wojnie reaguje mdłościami i wymiotami.

Łaskawe” to jedna z najtrudniejszych powieści, z jakimi miałam do czynienia. I to nie ze względu na imponującą objętość. Tylko na pełny bolesnej prawdy przekaz, że w nas, ludziach, zawsze istnieje gotowość, by stopniowo, powolutku wyzwalać w sobie okrucieństwo i obojętność wobec czyjegoś losu. Aż staną się one normą. I że tkwi w nas nie tylko potencjalna ofiara, ale i kat, który czeka, po której stronie się opowiemy.

Książka genialna i budząca sporo niełatwych emocji. Zdecydowanie nie dla wrażliwców.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz