niedziela, 20 listopada 2011

Sandomierz we krwi


Zygmunt Miłoszewski, Ziarno prawdy, wyd. W.A.B.

Ziarno prawdy” miewa momenty drażniące, ale to właśnie one przydają autentyczności temu kryminałowi z prokuratorem Teodorem Szackim w roli głównej. Przez całą opowieść przewija się wątek mieszkania na prowincji, w rzeczywistości pełnej małomiasteczkowych układów i znajomości, czasem dokuczliwych, a czasem pełnych ciepła i bliskości jakich nie znajdzie się w stolicy, z której Szacki przeprowadził się do Sandomierza. Inny styl życia, inne ceny, inny nawet wystrój mieszkań – wszystko dla Szackiego jest okazją do porównań i w zależności od nastroju ta sama rzecz go raz denerwuje, raz ujmuje. Bez zmian pozostaje jego stosunek do widowiskowego położenia Sandomierza opisanego tak smakowicie i prawdziwie, że nabiera się ochoty je zobaczyć, nawet jeśli sandomierska starówka zamiera wieczorem.

Do równie niejednoznacznego rodzaju należy życie erotyczne i osobiste głównego bohatera. Jego sposób postrzegania osób w otoczeniu, szczególnie kobiet, ulega przemianom. Szacki oszukuje się, ocenia zbyt powierzchownie, daje się ponieść uczuciom, szuka bliskości, wycofuje się, oczekuje zbyt wiele, rani; w nas budzi współczucie, sympatię lub irytuje - tym wszystkim jednak potwierdza, że mamy do czynienia z bohaterem z krwi i kości.

Najważniejsza w powieści jest oczywiście zbrodnia – makabryczna, przemyślana, nie do przeniknięcia, niemal bez punktu zaczepienia. Akcja została tak pomyślana, że nie ma szans na poprawne wytypowanie sprawcy przed zakończeniem. I nie była nim żadna z osób, które brałam pod uwagę! Nowe okoliczności, które wykluczają kolejnych podejrzanych, nowe tropy, rozmowy, intuicja, która nie daje panu prokuratorowi spokoju – akcja rozwija się ciekawie. Może tylko nieco spowalniają ją wstawki dotyczące osób zupełnie drugorzędnych dla fabuły, jak np. para sandomierskich staruszków, których jedyną rolą (a właściwie jednego z nich), było odnalezienie zwłok. Podświadomie oczekujemy, że ich udział będzie jednak bardziej znaczący ze względu na to, ile poświęcił im miejsca w tekście autor.

Miłoszewski potrafi nadać powieściowej zbrodni oryginalną oprawę, co udowodnił już we wcześniejszym „Uwikłaniu”. Tutaj stają się nią skomplikowane stosunki polsko-żydowskie, a zwłaszcza stek kłamstw, stereotypów, wstydliwych tajemnic sięgających jeszcze wojny. W ich tle zobaczymy polską młodzież świętującą urodziny Hitlera oraz rabina z mieszkaniem oklejonym zdjęciami izraelskich modelek. Powraca „nieśmiertelny” motyw rytualnego mordu, który udowadnia jak bardzo inność budzi strach, nawet gdy po kilkudziesięciu latach od wojny pozostały z tych innych ledwie niedobitki. I jak silne w człowieku jest wskazanie winnego już natychmiast, bez dowodów, w oparciu o pogłoskę i płytką znajomość kultury, a raczej jej karykatury. Sposoby popełnienia morderstw wyciągają na wierzch dawne uprzedzenia, zaciemniają obraz całości. Miłoszewski jest jednak bardziej wszechstronny – daje do myślenia, ale nie moralizuje, stara się rozszerzyć kontekst, dorzuca rzetelne informacje. I ani na trochę nie mamy wrażenia, że czytamy rozprawę historyczną, tylko inteligentnie napisany, krwawy kryminał z obyczajowymi wstawkami w postaci życia osobistego prokuratora Szackiego. Jemu na szczęście trudne emocje nie przeszkadzają w odnalezieniu sprawcy kilku wyjątkowo ohydnych morderstw. Naprawdę świetne!

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz