środa, 23 września 2015

Suki Kim, Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit



Suki Kim, Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit, tłum. Agnieszka Sobolewska, wyd. Znak Literanova

Miałam trochę obaw, czy książka Suki Kim nie okaże się tytułem, który będzie przypominał podejściem do tematu inną książkę, „Woziłam arabskie księżniczki” autorstwa Jayne Amelii Larson. Spodziewałam się, że - tak jak tamta - „Pozdrowienia z Korei” będą przede wszystkim służyć zwróceniu uwagi na osobę autorki, a pretekstem do tego będzie pokazanie wycinka rzeczywistości niedostępnego dla większości osób. Suki Kim na szczęście znacząco różni się od Larson. Jej pisaniu przyświecał inny cel niż lansowanie samej siebie.

Naprawdę interesowała ją północnokoreańska codzienność oraz mentalność ludzi wychowanych w tym najbardziej odizolowanym kraju świata. Miała po temu powody natury osobistej, związane z pochodzeniem, oraz zawodowe. Co prawda jej możliwości badawcze były ograniczone do kampusu uczelni, gdzie uczyła języka angielskiego, i sporadycznych wycieczek krajoznawczych. A młodzi ludzie, z którymi przyszło jej się spotkać, nie do końca byli przeciętnymi Koreańczykami z Północy. Wywodzili się w końcu z rodzin o wyższym statusie materialnym i większych możliwościach. Paradoksalnie tym bardziej rzucało się w oczy ubóstwo ich wiedzy o tym, co dzieje się poza granicami ich ojczyzny. Nawet w przypadku nowinek technicznych (niektórzy z nich studiowali informatykę!) czy tak normalnych, zwykłych spraw, jak możliwość rozmowy telefonicznej z bliskimi lub wyjazd za granicę. Po takich rewelacjach szybko zaczęłam rozumieć, dlaczego autorka darzyła swoich uczniów sympatią pomieszaną z czułością. Te pozytywne odczucia nie wyeliminowały jednak obawy autorki przed donosami. Suki Kim w Korei Północnej doświadczyła oderwania od normalnego życia. Wciąż towarzyszyło jej przeświadczenie, że obserwowany jest każdy jej krok, a niewinnie rzucona uwaga może sprowadzić na jej głowę nieszczęście, przy którym groźba deportacji byłaby tylko przykrą niedogodnością.

Pozdrowienia z Korei” nie bez przyczyny powstały w takiej, a nie innej formie. Już wcześniej, jako dziennikarka, Suki Kim odbyła wiele rozmów z uchodźcami z Korei Północnej. Wiedziała zatem czego mniej więcej się spodziewać i na co zwrócić baczniejszą uwagę podczas pobytu tym kraju. Do tego Kim jest rodowitą Koreanką. Wychowana w Korei Południowej, nastoletnie życie spędziła w Stanach Zjednoczonych, a młodzieńcze lata na wędrówkach po świecie. Takie doświadczenia dały jej spojrzeniu otwartość i pozbawiły uprzedzeń. A znajomość rodzimych tradycji, zwyczajów i języka pozwoliły dostrzegać subtelne różnice między rodakami z południa i północy. Jej relacja ze stolicy Korei Północnej, Pjongjangu, zyskuje właśnie dzięki pochodzeniu i rodzinnym historiom. To im czytelnicy zawdzięczają wnikliwe obserwacje wzbogacone emocjonalną głębią. Są one wyjątkowe w porównaniu choćby z reportażem byłego dziennikarza BBC, Johna Sweeneya "Korea Północna. Tajna misja w kraju wielkiego blefu", która jest bardzo dobrą książką o tym kraju-więzieniu, niemniej napisaną z punktu widzenia człowieka Zachodu i z nieuniknionym dystansem wobec tego, czego nie znamy z rodzinnego domu.

Wartościowa pozycja!

2 komentarze :

  1. Koniecznie muszę przeczytać ! Już sam tytuł mnie zaintrygował :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat jestem podejrzliwa wobec tego rodzaju tytułów na okładce. Wyglądają mi na dobry marketing mający przykryć niedostatki tekstu. Na szczęście tak nie było w tym przypadku :)

      Usuń