Suki Kim, Pozdrowienia z
Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit, tłum. Agnieszka
Sobolewska, wyd. Znak Literanova
Miałam trochę obaw, czy
książka Suki Kim nie okaże się tytułem, który będzie
przypominał podejściem do tematu inną książkę, „Woziłam arabskie księżniczki” autorstwa Jayne Amelii Larson. Spodziewałam
się, że - tak jak tamta - „Pozdrowienia z Korei” będą przede
wszystkim służyć zwróceniu uwagi na osobę autorki, a pretekstem
do tego będzie pokazanie wycinka rzeczywistości niedostępnego dla
większości osób. Suki Kim na szczęście znacząco różni się od
Larson. Jej pisaniu przyświecał inny cel niż lansowanie samej
siebie.
Naprawdę interesowała ją
północnokoreańska codzienność oraz mentalność ludzi
wychowanych w tym najbardziej odizolowanym kraju świata. Miała po
temu powody natury osobistej, związane z pochodzeniem, oraz
zawodowe. Co prawda jej możliwości badawcze były ograniczone do
kampusu uczelni, gdzie uczyła języka angielskiego, i sporadycznych
wycieczek krajoznawczych. A młodzi ludzie, z którymi przyszło jej
się spotkać, nie do końca byli przeciętnymi Koreańczykami z
Północy. Wywodzili się w końcu z rodzin o wyższym statusie
materialnym i większych możliwościach. Paradoksalnie tym bardziej
rzucało się w oczy ubóstwo ich wiedzy o tym, co dzieje się poza
granicami ich ojczyzny. Nawet w przypadku nowinek technicznych
(niektórzy z nich studiowali informatykę!) czy tak normalnych,
zwykłych spraw, jak możliwość rozmowy telefonicznej z bliskimi
lub wyjazd za granicę. Po takich rewelacjach szybko zaczęłam
rozumieć, dlaczego autorka darzyła swoich uczniów sympatią
pomieszaną z czułością. Te pozytywne odczucia nie wyeliminowały
jednak obawy autorki przed donosami. Suki Kim w Korei Północnej
doświadczyła oderwania od normalnego życia. Wciąż towarzyszyło
jej przeświadczenie, że obserwowany jest każdy jej krok, a
niewinnie rzucona uwaga może sprowadzić na jej głowę
nieszczęście, przy którym groźba deportacji byłaby tylko przykrą
niedogodnością.
„Pozdrowienia z Korei”
nie bez przyczyny powstały w takiej, a nie innej formie. Już
wcześniej, jako dziennikarka, Suki Kim odbyła wiele rozmów z
uchodźcami z Korei Północnej. Wiedziała zatem czego mniej więcej
się spodziewać i na co zwrócić baczniejszą uwagę podczas pobytu
tym kraju. Do tego Kim jest rodowitą Koreanką. Wychowana w Korei
Południowej, nastoletnie życie spędziła w Stanach Zjednoczonych,
a młodzieńcze lata na wędrówkach po świecie. Takie doświadczenia
dały jej spojrzeniu otwartość i pozbawiły uprzedzeń. A znajomość
rodzimych tradycji, zwyczajów i języka pozwoliły dostrzegać
subtelne różnice między rodakami z południa i północy. Jej
relacja ze stolicy Korei Północnej, Pjongjangu, zyskuje właśnie
dzięki pochodzeniu i rodzinnym historiom. To im czytelnicy
zawdzięczają wnikliwe obserwacje wzbogacone emocjonalną głębią.
Są one wyjątkowe w porównaniu choćby z reportażem byłego
dziennikarza BBC, Johna Sweeneya "Korea Północna. Tajna misja w kraju wielkiego blefu", która jest bardzo dobrą książką o tym
kraju-więzieniu, niemniej napisaną z punktu widzenia człowieka
Zachodu i z nieuniknionym dystansem wobec tego, czego nie znamy z
rodzinnego domu.
Wartościowa pozycja!
Koniecznie muszę przeczytać ! Już sam tytuł mnie zaintrygował :)
OdpowiedzUsuńJa akurat jestem podejrzliwa wobec tego rodzaju tytułów na okładce. Wyglądają mi na dobry marketing mający przykryć niedostatki tekstu. Na szczęście tak nie było w tym przypadku :)
Usuń