Katarzyna Kwiatkowska,
Zbrodnia w szkarłacie, wyd. Znak
„Zbrodnia w szkarłacie”
to w skrócie trup, nielubiana, ale bogata krewna, problemy finansowe
i wesele, które musi się odbyć bez względu na to, kto strzelał i
dlaczego. Do tego jeszcze piękny, ale zadłużony dwór oraz akcja,
która rozgrywa się przed stu laty.
Nie do końca jestem
przekonana, czy Katarzyna Kwiatkowska stanie się mistrzynią
kryminału na miarę Agathy Christie, której styl jest dla niej
wzorem. Za to na pewno jest fenomenalna w sferze obyczajowej i ma
niesamowity talent do wprowadzania czytelnika w błąd w sprawach
różnej wagi, niekoniecznie tych kryminalnych. Świetnie też
porusza się w obszarze historii. Ze „Zbrodni w szkarłacie”
więcej dowiedziałam się o życiu codziennym Wielkopolan w czasie
zaborów niż kiedykolwiek z lekcji w szkole. Co prawda ta
codzienność dotyczy przedstawicieli warstwy ziemiańskiej, ale
będziemy mieli też okazję poznać dwie kucharki posługujące się
gwarą poznańską. Kwiatkowska dobrze uchwyciła stosunek Polaków
do rządzących Wielkopolską Prusaków oraz atrakcyjnie przedstawiła
czytelnikom rozwiązania, jakie zgodne z prawem i w pokojowy sposób
stosowali nasi antenaci wobec chcących przechwytywać polskie
majątki zaborców. O czym nigdy wcześniej nie słyszałam!
Tyle o
zaletach. Minusem „Zbrodni w szkarłacie” jest prowadzenie
narracji, która zakłada, że czytelnik zna głównego bohatera,
Jana Morawskiego, który w majątku kuzynostwa poszukuje ukrytego
skarbu-posagu ich pięknej córki (to jeden z wielu wątków, które
składają się na „Zbrodnię...”). Żeby tak właśnie było,
czytelnik musiałby przeczytać wcześniejszą powieść Katarzyny
Kwiatkowskiej, „Zbrodnię w błękicie”. Autorka nie wzięła pod
uwagę, że może być inaczej, stąd pewna dezorientacja, która
stała się moim udziałem. Zamiast skupiać się na zagadnieniu: kto
zabił i dlaczego?, wciąż zastanawiałam się, kim konkretnie jest
Jan i co powinnam o nim wiedzieć. Równie „tajemnicza” była dla
mnie osoba Mateusza. Trochę czasu zajęło mi zorientowanie się, że
jest on kamerdynerem Morawskiego, chociaż relacje między nimi są
bardziej przyjacielskie niż służbowe, a zaangażowanie Mateusza w
funkcjonowanie dworu w Jeziorach może sugerować, że to Jerzy
Jezierski jest jego pracodawcą. Brak stosownego wprowadzenia co do
postaci występujących w poprzedniej powieści – takiego właśnie,
jaki u Christie jest zawsze odnośnie osoby panny Marple czy
Herkulesa Poirot – wywołuje moim zdaniem niepotrzebny zamęt.
Denerwujący i
nachalny wydaje się też sposób zwracania naszej uwagi na różne
szczegóły – siniaki na rękach, flakoniki z niebezpiecznymi
substancjami itp., który znajdziemy zwłaszcza na początku lektury.
Jak napisałam wcześniej, Kwiatkowska lubi stosować zmyłki i jest
w tym rewelacyjna, ale o tym można się przekonać dopiero po jakimś
czasie. Jeśli nawet niektóre z tych tak rzucających się w oczy
obserwacji Jana nie będą miały znaczenia w pomyślnym zakończeniu
śledztwa, ich obecność - zanim przekonamy się, na co stać
autorkę – sprawia wrażenie nieporadności i niedociągnięć
warsztatu pisarskiego. A że to niesprawiedliwy wniosek, przekonamy
się po zapoznaniu z całością.
Mam nadzieję,
że autorka, pisząc kolejne książki o kryminalnych przygodach Jana
Morawskiego, nie popełni już tych błędów. A jej powieści nadal
będą jak najlepsze wehikuły czasu rzucające nas w wir barwnego i
pełnego niespodzianek życia sprzed wielu lat.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz