środa, 13 sierpnia 2014

J.K. Johansson, Miasteczko Palokaski 1. Laura



J.K. Johansson, Miasteczko Palokaski 1. Laura, tłum. Anna Buncler, wyd. Wydawnictwo Literackie

Jest coś kuszącego w porównaniu „Miasteczka Palokaski” z atmosferą serialu „Miasteczko Twin Peaks”. Tak naprawdę poza podobnie brzmiącym tytułem, zaginioną dziewczyną o tym samym imieniu co Laura Palmer, w „Miasteczku Palokaski” nie znajdziemy kojarzonej z serialem aury niesamowitości, przekraczania granic między światem rzeczywistym a majakami i zwidami rodzącymi się w zakamarkach umysłów zdezorientowanych bohaterów. Akcja „Laury” rozgrywa się konkretnie tu i teraz, we współczesnym fińskim miasteczku. Jej główną bohaterką jest Miia, specjalistka policyjna od internetu i mediów społecznościowych, która w swojej dawnej szkole obejmuje posadę pedagoga szkolnego. Pojawienie się Mii w nowym miejscu pracy zbiega się ze zniknięciem jednej z uczennic, Laury Anderson. To już drugie z kolei zaginięcie w Palokaski – przed laty w ten sposób Miia straciła siostrę.

Przyznaję, że powieść zaczyna się całkiem interesująco. Pokazywanie kolejnych jej etapów także z punktu widzenia innych osób wprowadza sporo zamieszania (dobrego dla lubiącego intrygę czytelnika) i rodzi wiele znaków zapytania. Do jej plusów mogę zaliczyć również zgrabne zakończenie, które, chociaż dostarcza nam najważniejszych odpowiedzi dotyczących losów Laury, wiele kwestii pozostawia też otwartych i pobudza ciekawość, co do dalszego ciągu. A to pozostaje nie bez znaczenia, biorąc pod uwagę, że „Laura” jest tomem otwierającym serię o miasteczku Palokaski.

Niestety na tym pozytywy się kończą. Powieść sprawia wrażenie powierzchownej nawet jak na standardy powieści kryminalnej, która należąc do literatury popularnej, nie zawsze musi mieć ambicje ocierania się o głębię. Postać Mii nie budzi zwyczajowej sympatii, którą obdarza się postacie fikcyjne, nie sprawia wrażenia żywej istoty ludzkiej, jest ledwie szkicem. Jak na pierwszoplanową postać wypada słabo. „Miasteczko Palokaski” należy do tego typu powieści, których autorzy nie zadają sobie trudu uwiarygodnienia opisywanych osób. Oczekują byśmy za pewnik przyjęli to, co nam podają na ich temat. Osobiście wolę staranne przygotowanie, nawet w przypadku najbanalniejszej historii, niż samodzielne klecenie czyjegoś obrazu z rzucanych wyrywkowo zdań. A tak właśnie się dzieje w przypadku powieści J.K. Johanssona, za którym to nazwiskiem kryje się grupa fińskich scenarzystów filmowych. Ich anonimowość na pewne sprzyja reklamie i dodaje lekturze pewnego smaku. Jednak rezultatem tej współpracy jest przede wszystkim płytkość i nazbyt wyraźne szwy w prowadzeniu narracji, widoczne też w nieuzasadnionych przeskokach od osoby do osoby i niedostatecznej uwadze poświęconej ich konstrukcji. Natomiast potrafię sobie wyobrazić tę opowieść w formie filmowej, która wymaga zupełnie innych umiejętności i wyczucia niż napisanie książki, a którymi akurat J.K. Johansson (i spółka) dysponuje.

Mam też małą uwagę co do problemów typowych dla naszych czasów, które porusza treść „Laury” - bezpłodność i pragnienie posiadania dziecka ponad wszelką cenę, techniki marketingowe zabijające powoli przyjaźń, podejrzane piramidy finansowe, brak czasu (i chęci) na wychowywanie własnych dzieci, cienka granica pomiędzy pragnieniem pomagania młodzieży a spoufalaniem się, które może przynieść odwrotne skutki, wpływ pornografii na wyobrażenia i rozrywki młodych ludzi, uzależnienie od bycia w sieci, życie z zasiłków społecznych, szczucie w internecie itp. Nie wiem nawet, czy wymieniłam wszystkie, które pojawiają się na ok. 250 stronach tej książki, ale przyznacie, że jest ich dużo. Zbyt dużo. Zespół pod szyldem J.K. Johansson w moim odczuciu przedobrzył.

Miasteczko Palokaski 1. Laura” to historia z dużym potencjałem, którą najprawdopodobniej zabił tłok przy klawiaturze. Jak na tyle osób, które przyczyniły się do jej powstania, i jak na świetny pomysł na intrygę, książka razi brakiem dopracowania i płytkością. Wielka szkoda.

4 komentarze :

  1. To kolejna recenzja książki, która mnie do niej nie zachęca. Raczej nie podejmę próby z czytaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, jaka szkoda, że jesteś rozczarowana, bo liczyłam, że to niezła książka. Miałam ochotę ją przeczytać, bo kojarzyła mi się z "Milczeniem" J.C. Wagnera i odrobinę z serialem "Forbrydelsen". Co ciekawe nie skojarzyłam jej z "Miasteczkiem Twin Peaks" jak chcieliby marketingowcy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo często zdarza się, że ciekawy i oryginalny pomysł na książkę zostaje niedopracowany i zabija to, co mogłoby przyczynić się do sukcesu powieści. Szkoda, że i tym razem tak było.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, gdy za pisanie powieści biorą się scenarzyści i reżyserzy, efekt wychodzi marny. przynajmniej tak jest w tym wypadku i "Ambassady"

    OdpowiedzUsuń