Leif GW Persson, Między
tęsknotą lata a chłodem zimy, tłum. Wojciech Łygaś, wyd.
Wydawnictwo Czarna Owca
„Między tęsknota lata
a chłodem zimy” to pierwsza część policyjnej trylogii, światowy
bestseller i jedna z najlepszych szwedzkich powieści kryminalnych,
jeśli wierzyć zapewnieniom wydawcy na okładce. Lepsza od Larssona
(tego od „Millenium”) zdaniem jednego z polskich recenzentów,
którego słowa również znalazły miejsce na tej samej okładce. A
jednak przebrnęłam przez ten cud literatury zaledwie w jednej
trzeciej. Niechętnie rozstaję się z zaczętymi powieściami.
Czytanie tej jednak przypominało brnięcie na oślep, było ciągłym
zastanawianiem się nad niuansami znaczeniowymi, dylematami
dotyczącymi hierarchii służbowej szwedzkiej policji (czy komisarz
szwedzkiej policji to więcej niż naczelnik wydziału?) i innymi
szwedzkimi smaczkami (o co chodzi z tymi chłopami z Norrlandii?). I
jeszcze ten wątek polityczny - sam w sobie całkiem niezły i
wygląda na to, że zgrabnie połączony z tym kryminalnym - gdyby
nie te aluzje, przemilczenia, od których pocił się nie tylko
dowodzącym tajnymi służbami Berg, ale i ja.
„Między tęsknotą...”
oscyluje wokół największej w dziejach współczesnej Szwecji
tragedii – śmiertelnego postrzelenia premiera socjaldemokratów
Olofa Palme, dokonanego najprawdopodobniej przez prawicowych
ekstremistów i do dziś niewyjaśnionego. Powieść zaczyna się
jednak od samobójstwa pewnego amerykańskiego dziennikarza i od
człowieka, który wyprowadzał psa na spacer. Persson wprowadza na
scenę duże zagęszczenie potencjalnie interesujących postaci,
wśród których na prowadzenie wysuwają się policjanci Jarnebring
i Johansson. Okoliczności samobójstwa wydają się być całkiem
typowe dla takiej sytuacji. A jednak sprytnie ukryta karteczka z
adresem jednego z dwóch śledczych i to z adresem, którego nie
znajdzie się od tak w książce telefonicznej oraz inne
zastanawiające działania dziennikarza zmuszają policjantów do
przyjrzenia się sprawie Amerykanina bardziej wnikliwie. Byłam
bardzo ciekawa, jak to wszystko się w końcu rozwiąże, gdy wtedy
pojawił się enigmatyczny (bardzo!) wątek z politykami i szwedzkim
wywiadem. Dla utrudnienia rozgrywa się on chronologicznie wcześniej,
aniżeli ten, który rozpoczyna samobójcza śmierć.
Jednak nie to okazało się
problemem, tylko te wszystkie detale, które odróżniają życie
polityczne jednego kraju od drugiego. W powieści Perssona wyraźnie
odczuwa się opór pewnej części szwedzkiego społeczeństwo w
latach 80. wobec przyjmowania imigrantów, dopuszczania kobiet do
dotąd typowo męskich zawodów, traktowania przemocy domowej inaczej
niż banalnego problemu danej rodziny. Opór ten przejawia się
różnie, zazwyczaj w sposób marginalny i ograniczający się do
drobnych świnstewek (patrz: Johansson i szefowa wydziału
narkotyków), ale nie tylko. Podejrzewam, że przeciętny szwedzki
czytelnik Perssona rozpozna ten klimat, będzie umiał przełożyć
go na konkretne nastroje społeczne (choćby swoich rodziców czy
dziadków). Zrozumie pewne racje i będzie wiedzieć, jak wpływały
one na polityków oraz ich decyzje. W moim odczuciu Persson pisał
raczej pod Szwedów, a nieszczęśliwie się składa, że historia
jego kraju nie jest tak popularna na świecie jak np. amerykańska.
To tak, jakby przełożyć na szwedzki „Lód nad głową” Piotra
Głuchowskiego (http://lowiskoksiazek.blogspot.com/2013/09/piotr-guchowski-lod-nad-gowa.html), który świetnie oddaje realia współczesnego
polskiego bagienka politycznego, z jego zawirowaniami, manipulacjami
i szemranymi interesami, wykorzystując pełną napięcia kryminalną
intrygę. Ale czy jakiś Szwed cokolwiek by z tego zrozumiał? I
miałby tę czytelnicza frajdę, rozpoznając to i owo z własnego
doświadczenia i znajomości pewnych faktów? Wątpię.
Nie zniechęcam, ale też
szczególnie nie polecam, pozostając wierną fanką Larssonów –
Stiega i Åsy, u których
szwedzkość jest atutem, nie barierą.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz