środa, 8 stycznia 2014

Waldemar Smaszcz, Serce nie do pary. O księdzu Janie Twardowskim i jego wierszach




Waldemar Smaszcz, Serce nie do pary. O księdzu Janie Twardowskim i jego wierszach, wyd. Instytut Wydawniczy ERICA

Już jako dziecko nie przepadał za nadętymi kazaniami. Jako dorosły nadal z utęsknieniem czekał na nadejście wakacji, jedyny miesiąc w roku, w którym pozwalał sobie na pisanie wierszy. Wielbiciel Andersena i „Tajemniczego ogrodu” Frances Burnett aż po grób, nauczyciel dzieci ze szkoły specjalnej, ksiądz, a jeszcze wcześniej – jeden z młodocianych redaktorów szkolnego pisma literackiego „Kuźnia młodych”. I jeszcze ten, który – pod wpływem książek o przyrodzie - namalował na lekcji religii diablicę bez rogów, „bo to samiczka”. Cieszę się, że wiem o księdzu Twardowskim choć tyle, chociaż postarał się on skutecznie, by pozostały po nim przede wszystkim jego niezwykłe wiersze. (Chciałoby się je słyszeć w kościołach zamiast co niektórych kazań). Nie jestem osobą religijną, ale czuję ich rozbrajającą moc. Taką jak w tym, zatytułowanym „Wagary”:

będąc niedawno na wagarach
zobaczyłem kogoś kto jak ja
przemykał wśród wikliny
majowej jak nad Wisłą

był to Pan Bóg

uciekał z jakiegoś podręcznika
- Wagary

(cyt. Za „Serce nie do pary” s. 215)

Nie dziwię się, że Waldemar Smaszcz, polonista, historyk literatury, krytyk i eseista, poświęcił im tak wiele uwagi, chociaż jego głównym celem było ocalenie od zapomnienia ich autora, pokazanie człowieka ukrytego za poezją. Smaszcz nie miał jednak łatwego zdania, chcąc przybliżyć postać księdza Twardowskiego, mimo ponad dwudziestoletniej z nim znajomości (która zaczęła się od lektury wierszy, a dopiero później zaowocował poznaniem ich autora). Z jego książki wyłania się obraz osoby skromnej, niechętnej do osobistych wynurzeń i przywoływania wspomnień, które mogłyby wykroczyć poza rodzinno-przyjacielski krąg. Nie ze względu na zamierzoną tajemniczość, ale przez stawianie na pierwszym miejscu powołania i życia zawodowego, nie prywatnego. To pewnie jeden z powodów, że „Serce nie do pary” trudno nazwać zwykłą biografią. Jest raczej żmudnym (choć też i godnym pochwały) zbieraniem i dokumentowaniem wszystkich, możliwie najistotniejszych faktów z życia poety. Drobiazgowym gromadzeniem informacji, które mogą rzucić jak najwięcej światła na jego osobowość i twórczą ścieżkę. Zestawieniem faktów, o których trudno jednoznacznie powiedzieć, czy są czy nie są niepotrzebne. Jak na przykład ten fragment o cmentarzu na warszawskich Powązkach, którego grobowce i dzieje pochowanych tu ludzi, nie tylko znacznych osobistości, mogły mieć wpływ na kształtowanie charakteru i osobowości młodego Janka, zabieranego tu na spacery przez ojca. Dla Waldemara Smaszcza była to okazja do przybliżenia historii nekropolii i spoczywających tu osób. To bardzo interesująca część książki, świadcząca o erudycji autora, ale wykraczająca poza temat. Co może się podobać (jeśli potraktujemy rozległą wiedzą wiedzę autora jako dodatkowy bonus) lub nie.
Serce nie do pary”, jak napisałam wcześniej, nie jest typową biografią i nie spodziewajmy się po niej tego, co zazwyczaj oferuje ten gatunek. „Serce ..” to nie zbiór anegdot, ani nie poprowadzony chronologicznie ciąg, w którym co jakiś czas, w ramach dodatku do nazwisk i faktów towarzyskich, pojawiają się tytuły wydanych tomików. Smaszcz mimo wieloletniej przyjaźni z księdzem Twardowskim, mimo starań i imponującej, mrówczej pracy pozostaje przede wszystkim historykiem literatury. Także z powodu, który również wcześniej wspomniałam, czyli niechęci księdza Twardowskiego do ujawniania swojego prywatnego oblicza. Podstawą „Serca ...” są przede wszystkim wiersze, kontekst ich powstawania, te intymne okoliczności twórczego procesu, które autorowi książki udało się wyśledzić i ustalić. To sprawia, że „Serce ...” wymaga większej koncentracji podczas lektury i cierpliwości. Na pewno dzięki niej można rozsmakować się na nowo (albo w ogóle) w poezji Twardowskiego, ale nie wyjaśni nam ona fenomenu księdza-poety, który o Bogu pisał tak, jakby był On na wyciągnięcie ręki. Niemniej cieszę się, że trafiła w moje ręce.

2 komentarze :