środa, 12 września 2012

"Człowieki" i inne zwierzaki



Luke Gamble, Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele, seria Biosfera, wyd. W.A.B

Ci, którzy lubią Animal Planet, być może znają już Luke'a Gamble'a z programu „Weterynarz bez granic”. Ten założyciel fundacji Worldwide Veterinary Service (wspomagającej organizacje zajmujące się zwierzętami na całym świecie) dał się poznać także jako pisarz. „Wet” to jego debiut, który bez upiększeń wprowadza w tajniki zawodu weterynarza. Opowieści Luke'a Gamble'a przepełnione są żartobliwym dystansem do własnej osoby i poczuciem humoru. Nie ukrywają jednak ciemniejszych stron profesji i związanych z nimi obciążeń psychicznych. Stąd w książce pewne drastyczne szczegóły. „Wet” nie epatuje okrucieństwem, ale są w nim takie fragmenty, które zdecydowanie nie nadają się dla młodszego czytelnika. Jak na przykład opis zabijania krów i owiec zarażonych pryszczycą. Także tych, które zostały błędnie zdiagnozowane.

„Wet” nie został pomyślany jako luźny zbiór opowiadań o zwierzętach. Od pierwszego do ostatniego rozdziału mamy do czynienia z jedną, opartą na faktach historią, której głównym bohaterem jest sam autor. Otacza go plejada barwnych, często sympatycznych postaci, wśród których wyróżniają się pracownicy lecznicy, w której Luke stawiał pierwsze kroki jako lekarz czworonogów dużych i małych. Pojawia się także wątek miłosny, którego rozwój nie tylko my śledzimy w napięciu. I oczywiście wszelkie perypetie, których sprawcami są leczone zwierzęta. Ponieważ narratora poznajemy jako pozbawionego doświadczenia żółtodzioba, opisane przez niego przypadki budzą nie tylko ciekawość czy współczucie, ale i bardzo często śmiech. Zwłaszcza, że nigdy nie wiadomo, jak zachowa się dany pacjent, szczególnie gdy należy do gatunku egzotycznego w Europie. Może się także zdarzyć, że swojska wiewiórka wgryzie się lekarzowi w palec, a koń pozwoli mu się zbadać tylko pod warunkiem, że będzie się do niego mówić jak do czowieka.

Już na początku książki dowiadujemy się, że autor celowo pozmieniał szczegóły potrzebne do ustalenia miejsc, w których rozgrywały się pewne wydarzenia, oraz wskazujące na konkretne osoby. Być może słusznie. Bo nie każdy, kto przychodzi z potrzebującym pomocy zwierzakiem do weterynarza, jest jego czułym opiekunem. I chociaż są ludzie, którzy, mając po kilkaset sztuk bydła, potrafią płakać po każdej krowie, to dla innych, właścicieli jednego psa czy kota, liczy się tylko zysk, jak najmniej kosztów i święty spokój. Takie instrumentalne podejście zdarza się wszędzie. Luke Gamble miał z nim do czynienia nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale nawet w Indiach w przypadku świątynnych słoni. Na szczęście nie brak też pasjonatów, nawet takich, którzy sami nie bardzo umieją zadbać o swoje potrzeby, ale zwierzętom zapewniają miłość i dobre warunki. I oni w tej książce zajmują ważne miejsce. Bez niektórych z nich Luke Gamble nigdy nie wpadły na pomysł założenia fundacji.

„Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele” czyta się błyskawicznie. Nie sposób się nie zaangażować w  historię, w której do samego końca dzieje się tak wiele, a obok spraw poważnych figurują zwykłe i codzienne. Gdzie ludzie i zwierzęta są tak samo ważni. To lekka, pozbawiona medycznego żargonu książka, która zajmująco pokazuje plusy i minusy zawodu weterynarza. Przeczytamy w niej o wyzwaniach, większych i mniejszych sukcesach, przełomowych chwilach. A przede wszystkim o odpowiedzialności i miłości do zwierząt, które nie kończą się po zejściu z dyżuru czy wzięciu urlopu.

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz